Krople deszczu rytmicznie uderzały o parapet. Słota za oknem w żaden sposób nie zachęcała do wyjścia. Ulice w Dortmundzie powoli pustoszały, a zmarznięci i zabiegani mieszkańcy wracali do domu. Bankiet w restauracji trwał w najlepsze. Granica pomiędzy sponsorami a piłkarzami została zatarta na skutek procentów buzujących w głowach zgromadzonych. Wszyscy wspólnie żartowali, snuli plany na przyszłość, liczna grupa zajęła się również popisami tanecznymi na parkiecie. Hałas, harmider oraz śpiew roznosił się po całym dolnym piętrze, tworząc kontrast z pomieszczeniami na górze. Właśnie tam panowała zupełna cisza, przerwana jedynie cichym odgłosem deszczu. Melanie wpatrywała się w swojego towarzysza, oczekując na to, co ma jej do powiedzenia. Bała się tego co usłyszy, czuła, że jej serce bije jak szalone z obawy przed utratą kogoś bliskiego. Od kilku lat walczyła ze swoim uczuciem, broniła się przed miłością do Martineza, ale teraz była gotowa ponownie mu zaufać. Pierwsza miłość nigdy do końca nie uwolni się z serca człowieka. Zostawia w nim ślad na zawsze. I nawet jeśli w naszym życiu pojawiają się kolejne osoby, z którymi chcemy się związać, nigdy nie zapominamy o tej, która kiedyś odeszła.
-Nie wiem jak ci to powiedzieć...
-Co chcesz mi powiedzieć ? Javi, o co chodzi ? Chcę wiedzieć, słyszysz ? - złapała go za rękę i spojrzała w jego brązowe oczy
-Nie możemy być razem. Nie chcę cię skrzywdzić
-Przecież nie jesteśmy razem, to przyjacielski seks...
-I ja i ty wiemy,że tak nie jest. Ten stosunek to byłoby coś więcej. Nie chciałbym, żebyś sobie po nim za dużo wyobrażała...
-O czym ty mówisz ?
-Kochasz mnie Melanie, hm ? - dopiero teraz podniósł wzrok z podłogi, kierując go w jej stronę
-Skąd ci się to wzięło ?
-Po prostu odpowiedz. Szczerze.
-Ja...nawet jeśli, to co to zmienia.. ?
-Powiedz mi to. Kochasz mnie Melanie ?
-Tak....ja...tęskniłam za tobą...kocham cię Javi...
-No własnie. Dlatego nie możemy dzisiaj tego zrobić. I nigdy nie możemy tego zrobić
-Ale...dlaczego ?
-Bo nie możesz mnie kochać. A skoro to robisz, to na wszystko jest już za późno
-Javi...ale...ja nie wiem o co chodzi
-Mam żonę. I dziecko
-Słucham....?
-Nie sądziłem, że to wszystko tak szybko się potoczy, myślałem, że uda mi się to wszystko jakoś pogodzić, rozwiązać ten problem...
-Problem ? Żona i dziecko to dla ciebie problem ?
-Nie kocham tamtej kobiety, nigdy nie chciałem z nią być, wzięliśmy ślub z przymusu
-Kiedy zamierzałeś mi powiedzieć, co ? Po co był ten cały cyrk ?
-Nie wiem. Lepiej zapomnij o tym co było między nami
-Więc po co to wszystko zaczynałeś, co ? Po co zjawiłeś się w moim życiu i na nowo je rozpieprzyłeś ?
-Myślałem, że inaczej to będzie wyglądać. Wszystko spieprzyłem, wiem. Ale dzisiaj rano pojawiły się pewne problemy i nie mogę wziąć rozwodu
-W dupie mam twój rozwód, rozumiesz ? - walczyła ze łzami napływającymi do jej oczu - W dupie mam ciebie, twoją żonę i twoje pieprzone dziecko !
-Naprawdę nie chciałem cię skrzywdzić...
-To ci naprawdę nie wyszło. Jaka ja jestem głupia, zaufałam ci, zaufałam po tym co mi ostatnio zrobiłeś a ty ponownie mnie zostawiasz dla innej, ile jeszcze razy chcesz się ze mną tak bawić, co Martinez ? Mam według ciebie napisane na czole zabawka ? Nikt nigdy mnie tak nie skrzywdził. I nikt nigdy nie zrobił tego dwukrotnie. Nienawidzę cię
-Melanie, proszę....
-Nigdy więcej do mnie nie dzwoń, nie chcę cię widzieć. Wracaj do Monachium i nigdy więcej tu nie przyjeżdżaj, zniszczyłeś mnie Martinez. Brawo, udało ci się mnie złamać raz jeszcze. - rzuciła oschle, zabrała swój płaszcz i wyszła z pokoju. Nie reagowała na jego krzyki, na to, że biegnie za nią i nawołuje błagalnie jej imię. Przyspieszyła, udając się po prostu przed siebie. Krople deszczu mieszały się z gorzkim smakiem jej łez. Zupełnie nie wiedziała co ze sobą zrobić. Nie zwracała uwagi na ulewę ani na to, gdzie biegnie. Nie liczyło się nic. Tylko raz w życiu czuła się tak bezradna i zraniona, dokładnie wtedy, kiedy zastała Javiego w łóżku z inną. Teraz ten sam facet, doprowadził ją do zupełnie tego samego stanu. Jedno było pewne, nigdy więcej już mu nie zaufa.
-Gdzie taka piękna dziewczyna biegnie sama w nocy ? Jest zimno, pada rzęsisty deszcz, to chyba nie najlepsza pora na spacer, co ? - zatrzymał się przed nią jakiś samochód - Podwieźć cię ?
Nie odpowiedziała, kiwnęła tylko twierdząco głową, zajmując miejsce pasażera. Było jej zupełnie wszystko jedno, chciała się po prostu jak najszybciej dostać do domu i jak najszybciej o wszystkim zapomnieć. Nie spodziewała się jednak zupełnie, co ją dalej czeka i że wejście do samochodu zupełnie obcego mężczyzny było najgorszą opcją, jaką kiedykolwiek mogła wybrać.
***
Mario odstawił talerze na kuchenny blat i poszedł umyć ręce. Krążył niecierpliwie w kółko oczekując, aż Nereida skończy pracę i do niego podejdzie. Sam nie wiedział dlaczego robi to wszystko, ale naprawdę zaczynało mu na niej zależeć. To prawda, że mężczyźni mają instynkt myśliwych. Lubią się napracować, zanim uda im się poderwać jakaś kobietę. Te, które same od razu rzucają się im w ramiona, bardzo często muszą liczyć się z tym, że szybko odejdą w zapomnienie. W końcu czym dla polującego jest martwa zwierzyna, w porównaniu z piękną, smukłą i uciekającą przed nim łanią.
-Skończyłam - podeszła do niego, przebrana już w normalny, codzienny strój - Możemy chwilę pogadać, skoro tak bardzo chcesz. Liczę, że poznasz mnie bliżej i dasz mi w końcu spokój
-Aż tak tracisz przy bliższym poznaniu ?
-Oby - westchnęła - Chodź - zaprowadziła go do małego pokoju - Tutaj możemy pogadać
-Nie możemy w restauracji ?
-Nie sądzisz, że jest tam za głośno ?
-No tak, racja...Cieszę się, że możemy w końcu normalnie porozmawiać
-Dalej nie wiem, dlaczego ci tak na tym zależy
-Po prostu mi się podobasz
-Nie znasz mnie, więc jesteś po prostu powierzchowny
-Może odrobinę. Ale chyba warto mieć się dla kogo zmienić ?
-Po co się zmieniać ? Ludzie powinni się akceptować takimi, jacy są
-Tak, tutaj muszę przyznać ci rację
-Czyli zaprzeczasz sam sobie. Nie graj przy mnie Goetze, bądź naturalny, ok ? To nie randka, nie musisz się tak spinać
-Nie ?
-Nie, nie chodzę na randki, tym bardziej z tobą
-Dlaczego niby ?
-Bo żyjesz w zupełnie innym świecie niż ja
-Co to zmienia ? Poza tym, nie znasz mnie, nie wiesz jaki jestem
-I przykro mi, ale nie chcę poznać
-Czyżby ? Mam wrażenie, że usilnie się przed czymś bronisz
-Nie musisz przeprowadzać na mnie analizy psychologicznej, naprawdę
-Jesteś bardzo skryta, możesz się chociaż odrobinę przy mnie otworzyć, co ?
-Nie, bo nie zasłużyłeś
-Ej, bawiłem się przy kumplach w kelnera, to nie wystarczy ?
-W zamian za tamto masz spotkanie ze mną sam na sam, tak jak się umawialiśmy
-Zawsze jesteś taka wymagająca ?
-Raczej. Nie czuj się więc wyjątkowy
-Ładnie dzisiaj wyglądasz
-Tylko dzisiaj ?
-Nie no, zawsze, po prostu...
-Spokojnie, nie musisz przy mnie być taki sztywny
-Ja...że się podnieciłem...że to tak widać ?
-Nie o tym mówię głupku - roześmiała się - Tylko jedno ci w głowie
-Przepraszam, ale tylko ty tak na mnie działasz
-Mówisz to każdej ?
-Nie, ty w przeciwieństwie do mnie jesteś wyjątkowa
-Powiedzmy, że postarałeś się na tyle, że jestem w stanie dać ci swój numer
-Byłbym bardzo, bardzo zadowolony
-I zgadzam się
-Na co ?
-Gracie jutro mecz, przyjdę
-Naprawdę ?
-Tak, teraz mogę ci się przyznać, że naprawdę lubię piłkę nożną
-W końcu robisz się ludzka - zaśmiał się - Dam ci bilety
-Mam, spokojnie
-Nie, nie, dostaniesz takie specjalnie, dla vipów - zaśmiał się
-Nie, tak nie. Ja wolę normalnie, z wszystkimi ludźmi. Ale po meczu możemy iść na kawę
-Zapraszam !
-No i co się tak szczerzysz ? - zaśmiała się
-Bo coraz bardziej mi się to wszystko podoba
-Tak mówisz?
-Tak, ty też mi się podobasz
-Wiem, zauważyłam - zaśmiała się
-Jesteś bardzo pewna siebie, wiesz ?
-W tym mój urok. Ale naprawdę muszę już iść, mam coś do załatwienia
-Czyli widzimy się jutro na meczu ?
-Tak. Do zobaczenia. Jak strzelisz gola, to nawet pomyślę o tym, żeby zaprosić cię do siebie na herbatę
-Lepszej motywacji nie mogłem sobie wymarzyć
-Już się tak Goetze nie podlizuj. Do zobaczenia jutro - musnęła delikatnie jego policzek i wyszła z pokoju. Sprawdził, czy aby na pewno go nie widzi i podskoczył z krzesełka do góry, unosząc pięści w geście zwycięstwa. Uśmiech nie schodził z jego twarzy, miał ochotę krzyczeć z radości. Nie mógł doczekać się jutrzejszego meczu, wiedział, że musi zdobyć dla niej bramkę. Wcześniej myślał, że Nereida jest ideałem, mylił się, jest jego życiowym ideałem i zrobi wszystko, aby spędziła z nim, kto wie, być może nawet resztę życia. W końcu mógł o sobie powiedzieć "Jestem szczęśliwym człowiekiem' i nie musiał nic udawać.
***
Marco z dnia na dzień czuł się coraz lepiej. Leczenie przebiegało zgodnie z planem i w najbliższym czasie miał rozpocząć już rehabilitację. Codziennie odwiedzali go przyjaciele z drużyny, oprócz tego fani, poprzez filmiki nadsyłane przez internet i listy, z życzeniami szybkiego powrotu do zdrowia, stanowili dla niego ogromne wsparcie. Skończył niedawno jeść kolację i zajął się przeglądaniem swojej strony internetowej. Nie spodziewał się już żadnych gości, więc zaplanował czat z fanami, który miał się rozpocząć się za jakiś czas.
-Mogę ? - w drzwiach sali stanął, chwiejąc się i przytrzymując futryny Martinez
-A ciebie co tu sprowadza ? Nie powinieneś być na bankiecie z moją siostrą ?
-Przepraszam, ja tak bardzo mocno przepraszam.. - podszedł z trudem do jego łóżka i opadł na krzesło
-Jesteś kompletnie pijany
-Ja nie chciałem, naprawdę nie chciałem
-Ale co się stało ?
-Skrzywdziłem ją, znowu ją skrzywdziłem
-Co zrobiłeś Melanie ? - poderwał się
-Ja...ja nie mogłem, po prostu nie mogłem...
-O czym ty mówisz do cholery ? Co z nią ?
-Nie wiem, wybiegła
-Co jej zrobiłeś ? !
-Muszę ci coś powiedzieć
-Co zrobiłeś do kurwy mojej siostrze ? !
-Spokojnie....powiedziałem jej, że mam żonę i dziecko....
-Jesteś żonaty ? !
-Nie...
-Więc o co do cholery chodzi ?
-Jestem chory. Mam HIV. Jestem pieprzonym nosicielem wirusa...
-Słucham ?
-Moja matka mnie takiego urodziła, jestem taki od samego początku....
-Więc po cholerę ta bajeczka z małżeństwem ?
-Nie mogłem się z nią przespać, zaraziłbym ją...
-Powiedz jej, że jesteś chory. Spieprzyłeś to, cholernie spieprzyłeś
-Wiem. Ona mnie teraz nienawidzi...
-I nie odbiera. Jeśli coś sobie przez ciebie zrobi, to przysięgam, zabiję cię
-Ja nie chciałem, naprawdę
-Świetnie, ale zamiast jej szukać ty zalałeś się w trupa, zajebiście odpowiedzialnie
-Ja ją kocham, ja tego nie chciałem, nic z tego nie chciałem.... - z racji krążącego w żyłach alkoholu rozpłakał się niczym małe dziecko
-Na kłamstwie nigdy daleko nie zajedziesz, powinieneś się tego nauczyć
-Co ja mam teraz zrobić ?
-Najlepiej zejść mi z oczu, bo zaraz cię zabiję
-Ja ją kocham, no kocham ją....ale jestem chory, i nigdy nie będzie mogła uprawiać ze mną seksu, ja tak nie chcę...mi na niej za bardzo zależy...
-Nie jęcz mi tutaj tylko wyjdź
-I nikt o tym nie wie, i ja się boję że to teraz wyjdzie, że ja będę skończony
-I tak jesteś, bo zachowałeś się jak ostatni debil. Wyjdź i znajdź moją siostrę, bo cię zabiję
-Ale jestem pijany....
-Mnie to nie interesuje, idź i przywieź ją do mnie. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak cholernie ją zraniłeś. A ona ma naprawdę słabą psychikę, boję się, że mogła sobie coś zrobić
-Nie, nie mogła...nie przeze mnie
-Wyjdź idioto i się tym zajmij, proszę....mnie stąd nie wypuszczą
-Mhy...idę, znajdę ją....przepraszam
-I tak cię nienawidzę po tym co zrobiłeś
-Przepraszam, przepraszam....
-Wyjdź powiedziałem ! !
-Przepraszam.... - wyszeptał jeszcze i opuścił salę. Napisał wiadomość do kilku przyjaciół, aby pomogli mu w poszukiwaniach Melanie. Był zbyt pijany, żeby cokolwiek sam wskórać. Zupełnie nie wiedział co dalej z tym zrobić. Nie chciał krzywdzić siostry Reusa, z drugiej strony, nie potrafił bez niej żyć. Żałował, że wymyślił jej bajkę o żonie i dziecku, nie zdawał sobie sprawy, że tak bardzo ją tym zrani. Musiał ją znaleźć. Modlił się w duchu, aby nic się jej nie stało. W innym wypadku sam się zabije. Tego był pewien. I tak nikt by po nim nie płakał. Wsiadł do taksówki i podał kierowcy adres mieszkania dziewczyny, licząc, że ją w nim zastanie. W końcu musiało być dobrze, zbyt wiele razem przeszli, aby skończyło się to w taki sposób.
Bardzo, ale to bardzo was przepraszam, że dodaję rozdział dopiero teraz. Naprawdę zupełnie nie miałam wcześniej czasu, przez zamieszanie ze studenckim życiem i mieszkaniem. Na szczęście wszystko powoli zaczęło się jakoś układać no i co ważne mam internet. Nadrobiłam wszystkie zaległości na waszych blogach, nawet nie wiecie jak bardzo brakowało mi waszej twórczości. Mam nadzieję, że nie straciłam wszystkich czytelniczek i ktokolwiek tu od czasu do czasu zagląda i zostawi po sobie ślad. Dziękuję wam za to, że jesteście. Jeszcze raz przepraszam, w ramach rekompensaty rozdział dłuższy niż zwykle. Poza tym wkrótce pojawi się kolejny, obiecuję jakoś odkupić swoje winy. Cóż, jeszcze raz dzięki za wszystko, pozdrawiam i życzę miłego czytania. Kocham was, ale to już wiecie. Buziaki : *