Robert stanął jak wryty, obserwując obściskującą się z własnym kuzynem żonę. Anka nie zauważyła jego obecności, więc w najlepsze kontynuowała swoją grę z kochankiem. Czułe pocałunki, pieszczoty i ten uśmiech rozkoszy na jej twarzy...Nie miał zamiaru im przerywać, wyszedł po prostu bez słowa, łapiąc najbliższą taksówkę. Teraz nie miał już wątpliwości, że Wojtek mówił prawdę. Przez swoją zaślepioną miłość stracił najlepszego przyjaciela. Próbował się do niego dodzwonić, niestety bezskutecznie. Dopiero kiedy kierowca poprosił go o adres, Robert zdał sobie sprawę z tego, że tak właściwie nie ma do kogo jechać. Mario był na upragnionej randce, Marco wciąż leżał w szpitalu, przy okazji zamartwiając się o siostrę. Był tylko Wojtek, jego Wojtek. Nie dziwił się, że nie chciał z nim rozmawiać, sam postąpiłby w podobny sposób. Podrzucił taksówkarzowi adres jednego z dortmundzkich barów, chwilę później będąc już na miejscu.
-Smutny ? - uśmiechnęła się do niego znana dziennikarka, podsuwając mu drinka
-Aż tak widać ? - westchnął, siadając przy barze
-Delikatnie rzuca się w oczy
-Mam dzisiaj zły dzień. Bardo zły
-Witaj w klubie - mrugnęła do niego - Stawiam na problemy z żoną ?
-Wkrótce byłą
-Aż tak ?
-Tak, rozwodzimy się, leć i powiedz o tym całemu światu, albo sprzedaj to dla swojego szefa, żeby dostać awans
-Jestem dziennikarką w określonych porach dnia, tym razem jestem po prostu kobietą - uśmiechnęła się
-Szczerze mówiąc mam to gdzieś - wzruszył ramionami, bawiąc się szklanką z whisky - Masz kogoś ?
-Już nie, rozstaliśmy się jakiś czas temu, konflikt interesów
-Zdradziłabyś kiedyś swojego faceta, co ?
-To zależy. Chłopaka jeszcze pewnie tak, męża wątpię
-Zresztą, po co pytam, wszystkie jesteście pewnie takie same
-Nie kotku, ja jestem wyjątkowa - puściła mu oczko, seksownie poprawiając kosmyk opadających włosów. Już od jakiegoś czasu polowała na tego piłkarza, a z racji tego, że był ślepo zakochany w Ance, ciężko było jej dodać go do swojej kolekcji. Znana była głównie z pikantnych romansów ze sportowcami, ale nie przejmowała się tym zbytnio, podobała się jej rola utrzymanki. Poza tym łatwiej było jej się wybić w ten sposób. Kuła żelazo, póki gorące. - Dlatego chętnie potowarzyszę ci w twojej niedoli - dodała, delikatnie głaszcząc go po ramieniu
-Straciłem przez nią najlepszego przyjaciela, a ona tak po prostu zabawia się z facetem w naszej sypialni. W dodatku jest w ciąży, wątpię, ze mną - pociągnął kolejny, spory łyk alkoholu. Potrzebował tego, musiał po prostu przestać o tym myśleć. Oderwać się od świata, od tego wszystkiego, co zaczynało dziać się wokół. Było fatalnie, a doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że to dopiero początek.
-Nie wyobrażam sobie, jak mógł jej nie wystarczać taki ktoś jak ty
-Taki jak ja to znaczy ? Nie znasz mnie, nie wiesz jaki jestem, nikt nie wie, kurwa
-Być może. Ale jak dla mnie jesteś po prostu seksownym, do tego intrygującym, niewątpliwie zdolnym i wrażliwym facetem, z którym nigdy, ale to nigdy nie wolno się nudzić. Reasumując, tylko idiota by z ciebie zrezygnował
-Chcesz mnie po prostu przelecieć, co ?
-Troszkę uraziłeś moją godność, wiesz ?
-Wybacz. Po tych wszystkich akcjach przestaję wierzyć w to, że istnieje jakakolwiek bezinteresowność
-Mogę to jakoś naprawić ? - przegryzła zmysłowo wargę, ssąc cytrynę po wypiciu tequili
-Nie rób tak
-Nie ? - usiadła na nim okrakiem ? - A dlaczego ? - uśmiechnęła się
-Bo ja jestem pijany, a ty cholernie seksowna
-Podoba mi się to równanie - wyszeptała mu na ucho, delikatnie szczypiąc go pocałunkiem w szyję
-I nie chcę zrobić czegoś, czego potem mogę żałować
-Gwarantuję ci, że nie będziesz miał czego. Nie ze mną - uśmiechnęła się, wkładając dłonie pod jego koszulkę
-Nie mogę...
-Owszem, możesz. Nawet twoje ciało to potwierdza - mrugnęła, schodząc niżej i łapiąc go za krocze
-Robi się tam coraz bardziej ciasno
-Myślę, że mogę się tym zająć
-Mhy, na pewno dostaniemy jakiś pokój na górze - delikatnie przejechał palcami po jej plecach. Wiedział, że postępuje źle, ale złamane serce i promile we krwi zrobiły swoje. Dawno nie pił alkoholu, nawet nie zdawał sobie sprawy, że tak szybko popłynie i straci kontakt z rzeczywistością. Wziął dziewczynę na ręce i wsiadł do windy. Nawet nie czekali z tym, żeby znaleźć się na piętrze hotelu. Zrzucili z siebie ubrania, namiętnie i łapczywie całując poszczególne części ciała. Lewandowski nie przykładał do tego zbyt dużej wagi, po prostu musiał się wyżyć i nic więcej. Żadnych uczuć czy przywiązania, po prostu zwykły, szybki numerek w windzie. Skoro Anka mogła zabawiać się w ten sposób, on też miał prawo do przyjemności. Nie zdawał sobie jednak wtedy sprawy , że seks w tak publicznym miejscu, jak winda nigdy nie może przynieść niczego dobrego, i że nagranie z zamontowanych w niej kamer następnego dnia pojawi się w sieci, przyczyniając się do ogromnej, medialnej burzy.
***
To był dla Mario wyjątkowo udany mecz. Nie tylko zdobył dwa gole, ale zaliczył również na swoim koncie trzy asysty. Śmiało można było rzec, że tym razem zespół wygrał głównie dzięki niemu. Zadowolony ze swojej dyspozycji, odbierał gratulacje od przyjaciół. Z szerokim uśmiechem na ustach i w podskokach dotarł do szatni.
-Niezły mecz fajtłapo - uśmiechnęła się do niego Nereida, czekając przy drzwiach
-Wszystko dzięki tobie, przynosisz mi szczęście - wyszczerzył się, wrzucając swoją koszulkę do środka
-Ktoś będzie musiał po tobie potem posprzątać,wiesz ? Poza tym schowaj ten grubiutki brzuch, sadełko ci faluje
-To nie sadełko, to erotyczna powierzchnia użytkowa, jeśli chcesz, to mogę się nią z tobą podzielić
-Chyba nie w tym życiu
-Wygrałem mecz, więc teoretycznie należy mi się jakaś nagroda
-Dostałeś za niego dużo pieniążków na konto
-To nie nagroda, to zapłata.Nagrody oczekuję od ciebie
-Czy ja wyglądam jak maszyna losująca Lotto ?
-Nie, chociaż, biodra w sumie masz takie szerokie jak kulka
-Götze, idź się wykąp, bo śmierdzisz
-Powinno cię to podniecać - mrugnął do niej
-Gdybyś był seksownym, wysokim i umięśnionym ogrodnikiem to cóż, być może. Ale jesteś niski, gruby i brzydki, więc przykro mi, ale nie
-Ja i tak wiem, że na mnie lecisz
-Wmawiaj to sobie. Naprawdę nie mam dużo czasu ii jeśli się nie pospieszysz, to pojadę do pracy a nie na kolację z tobą
-A planowaliśmy jakaś kolację ?
-Jeśli nie to cóż, gratuluję meczu i zbieram się
-Przecież żartowałem no, spokojnie, spokojnie, proszę mi tu od razu foszków nie strzelać
-Zawsze się tak gramolisz, co ?
-Zawsze ! ! - krzyknął ktoś z szatni
-Tak myślałam - westchnęła - Naprawdę tracę cierpliwość, idź się przebierz i wychodzimy
-To ja jestem mężczyzną w tym związku, ej
-Po pierwsze, nie ma żadnego związku. Po drugie, jesteś metroseksualny jak każdy piłkarz
-Słyszeliśmy ! ! - znowu dodał ktoś z szatni
-Obraziłaś mnie i moich kolegów, zostaniesz surowo ukarana
-Zjedz snickersa bo strasznie gwiazdorzysz. I naprawdę idź już, po prostu idź i się przebierz - pokręciła głową i pchnęła go do środka szatni
Broniła się sama przed sobą, ale ten chłopak naprawdę coraz bardziej zaczynał się jej podobać. Był uroczy, na swój sposób oczywiście. Biło od niego jakieś wewnętrzne ciepło, które sprawiało, że się go nie bała. Pierwszy raz patrzyła na mężczyznę jak na kogoś, kto mógłby być dla niej oparciem, a nie kimś, kto będzie ją bił czy poniżał. Wiedziała, że było jeszcze za wcześnie na to, aby w pełni mu zaufać, ale czuła, że wkrótce uda jej się przed nim otworzyć. Rozglądnęła się wokół, na większość piłkarzy czekały jakieś żony, dziewczyny, być może i kochanki. Wszystkie w nienagannych fryzurach, makijażu i ubraniach od najdroższych projektantów. Wyróżniała się na ich tle. Wprawdzie spędziła wyjątkowo dużo czasu przed lustrem i jak nigdy wybierała strój przez kilka godzin, ale tanie ubrania z promocji nigdy nie będą prezentować się jak te z najwyższej, górnej półki. Z zakłopotaniem wpatrywała się w podłogę, nerwowo bawiąc kosmkami swoich włosów. Te również były zwyczajne, proste, krótkie, układane w kilka minut. Ona cała była zwyczajna i prosta, za prosta. Taki ktoś jak Mario potrzebował u swojego boku modelki, aktorki, być może i znanej gwiazdy porno, ale nie jej, zwykłej, szarej obywatelki. Nie mogła ofiarować mu od siebie nic, nawet seksu. Właśnie, seks, ktoś taki jak on na pewno potrzebuje go po każdym meczu, aby rozładować napięcie i adrenalinę. Ona nie mogła mu tego dać, za bardzo się bała. Po tym jak przez całe dzieciństwo wykorzystywana była przez ojca, unikała dotyku drugiej osoby. Nawet przytulanie było dla niej dużym problemem. Była pewna, że gdyby Mario choć trochę próbował się do niej zbliżyć, w głowie odżyły by wszystkie okropne wspomnienia, których powrotu tak bardzo się obawiała.
-Jestem gotowy księżniczko - wyszczerzył się Mario, wychodząc z szatni i przerywając jej rozmyślenia
-Nie jestem księżniczką. I muszę już iść
-Dla mnie jesteś - uśmiechnął się
-Jestem dziewczyną z sierocińca a nie pałacu. I tak już zostanie. Nie pasuję tutaj. Znajdź sobie kogoś, kto jest tak samo sławny jak ty i kto nie uczyni z ciebie pośmiewiska - odwróciła się w przeciwnym kierunku
-Musimy pogadać. Na osobności - złapał ją za rękę
-Nie dotykaj mnie - wyrwała mu się - Przepraszam Mario, ale tak będzie lepiej
-Nie będzie lepiej - wciągnął ją do pustej już szatni i zamknął za nimi drzwi
-Co ty robisz ?
-Chcę cię zgwałcić i wykorzystać
-Słucham ? !
-Spokojnie, tylko żartowałem - uśmiechnął się - Obiecaj, że się przez chwilę nie będziesz odzywać
-Nie, co ty kombinujesz ?
-Chcę powiedzieć ci coś bardzo ważnego, ale nie możesz mi przerywać, bo wtedy ta wypowiedź straci sens
-Wszystko co mówisz i tak jest zawsze bez sensu - uśmiechnęła się delikatnie
-Widzisz, tak lepiej, z uśmiechem ci do twarzy - pogłaskał ją po policzku - Piękna jesteś
-Nie, nie jestem. Nie stać mnie na najdroższych fryzjerów, nie ubieram się u Prady, nie chodzę do kosmetyczni, nie mam milinów na koncie, nie...
-Ciii - położył palec na jej ustach - Nie chcę żadnej bogatej, rozpieszczonej dziewczynki. Chcę ciebie
-Mnie ? Ja jestem nikim Mario
-Jesteś najważniejszą osobą na świecie. Przynajmniej dla mnie. Inni nie są ważni
-I co, nie będziesz oglądać się za innymi, seksownymi dziewczynami, które na siłę próbują zaciągnąć cię do łóżka ?
-Nie, jeśli ty zrobisz to przed nimi
-Nie zrobię, doskonale o tym wiesz
-Wiem, wiem, dlatego tak bardzo mi się podobasz
-Czyli jak pójdę z tobą do łózka, to mój czar pryśnie?
-Nie, nie w ten sposób. Po prostu jesteś inna
-Ta, to zauważyłam
-Wyjątkowa. Nie uciekaj ode mnie
-To bez sensu Mario. Wszystko jest bez sensu. Nie brnijmy w to dalej
-Ale ja już w tym jestem
-To znaczy ?
-Kocham cię
-Co...co ?
-No nie patrz na mnie tak, jakbym ci chomika naleśnikiem zabił. To co słyszałaś, zakochałem się. Jak debil. Wariuję
-Nie możesz mnie kochać...
-Ale kocham. I dlatego nie pozwolę ci odejść. I dla mnie jesteś księżniczką. Moją kochaną, ale pikantną księżniczką
-Nie wiem Mario...ja nie wiem czy potrafię się zaangażować
-Skoro ja, największy idiota w całym tym kraju, potrafię to zrobić, to ty też - uśmiechnął się - A jeśli uciekniesz, to będę za tobą jeździł, nawet do Australii za tobą polecę. Ale na Syberię nie uciekaj, co ? Bo nie lubię zimna
-Jesteś idiotą Mario - zaśmiała się - Przytul mnie
-Czyli też mnie lubisz ? - objął ją
-Troszkę
-Tak więcej niż troszkę może, co ?
-Tak, że nie pozwalam ci sypiać z innymi
-I tak tego nie robię, ciągle myślę o tobie więc przy innych mi nie staje
-Eh, na co ja się piszę - zaśmiała się
-Na bycie moją księżniczką - pocałował ją w czoło
-Tylko nie spieszmy się z niczym, dobrze ? Powoli
-Wszystko jak zechcesz moja pani
-I burczy mi cholernie w brzuchu, możemy już jechać na tą kolację ?
-Obiecaj, że mi nie uciekniesz
-Nie ucieknę
-No dobrze, to cię wypuszczę i możemy jechać
-W końcu - zaśmiała się i wyszła, trzymając go cały czas za rękę
Nie chcieli afiszować się publicznie ze swoim związkiem, więc unikając dziennikarzy udali się tylnymi drzwiami do samochodu chłopaka. Zamiast do restauracji pojechali prosto do jego domu, spędzając razem miły wieczór. Nereida starała się nie myśleć o przeszłości, a Mario wiedząc jak delikatna jest jego partnerka, w żaden sposób nie naciskał na seks czy inny rodzaj bliskości. Nie wiedział dlaczego dziewczyna ma z tym jakiś problem, ale nie chciał na siłę tego od niej wyciągać. Na razie było po prostu dobrze, więc idealnie, i żadne z nich nie chciało tego psuć i zmieniać.
***
Siedziała roztrzęsiona w karetce, trzymając brata za rękę. Nie pamiętała zbyt wiele z tego, w jaki sposób została uwolniona z rąk mordercy, wciąż jeszcze była zamroczona lekami, które jej podawał. Każdy, nawet najmniejszy ruch budził w niej strach. Tylko dzięki pozycji społecznej Marco, policji udało się przeprowadzić szybką i skuteczną akcję, ujmując tym samym zbrodniarza i wypuszczając przetrzymywane w jego kryjówce dziewczyny.
-To było straszne.... - wyszeptała, kiedy głaskał ją po włosach
-Spokojnie, nigdy już nie będziesz musiała przez to przechodzić, zajmą się tobą...
-Ja boję się nawet zamknąć oczy....
-Wszystko się ułoży, nie pozwolę cię więcej skrzywdzić
-Ja już nie chcę żyć braciszku, zabij mnie, proszę...
-Cii, nawet tak nie mów. Jeszcze wszystko będzie normalnie, tak ?
-To tak bardzo boli...on...on
-Nie mówmy teraz o tym, zaraz będziemy w szpitalu i się tobą zajmą
-Ja nie chciałam tam wsiadać...
-Wiem siostrzyczko, nie przejmuj się tym, to już nie wróci
-On zrobił tyle okropnego tym dziewczynom...i on miał te głowy...
-Zapomnisz o tym, zobaczysz
-Nie Marco, tego nie da się zapomnieć, to było przerażające, obrzydliwe
-Zamknęli go i nikomu więcej nie zrobi już krzywdy
-I on...on chciał mnie mieć i to tak bardzo bolało
-Mieć ?
-On mnie zgwałcił... - wyszeptała
-Młoda, naprawdę nie myśl o tym teraz, to w żaden sposób ci nie uwłaszcza
-On mi odebrał wszystko co ważne....zniszczył mnie
-I teraz ktoś zniszczy jego, ale ty odpoczywaj, proszę
-Nie mam na nic siły - oparła głowę na jego torsie
-Prześpij się
-A będziesz cały czas obok ?
-Tak
-I obiecujesz, że mnie nie zostawisz ?
-Obiecuję
-I obronisz mnie ?
-Tak, odpoczywaj - objął ją ramieniem a dziewczyna, wciąż trzęsąc się ze strachu, z trudem zasnęła.
W szpitalu zostawił ją pod opieką lekarzy, czekając na to co powiedzą mu o jej stanie zdrowia. Nigdy nie widział jej w takiej rozsypce, bał się, czy dziewczyna w ogóle dojdzie do siebie. Nawet nie fizycznie, choć miała na sobie liczne obrażenia, ale przede wszystkim psychicznie. Nie dbał o to jak sam się czuje, i tak wkrótce mieli go wypisać. Nerwowo krążył po korytarzu oczekując na jakiekolwiek wieści. Na krześle, zaraz przy drzwiach izby przyjęć, siedział równie poddenerwowany Martinez. Nie rozmawiał z Reusem, ten wciąż obwiniał go o to, w jakim stanie jest jego siostra. Co jakiś czas ich wrogie spojrzenia się spotykały, dodatkowo podnosząc ciśnienie. Zarówno jeden jak i drugi piłkarz czekali tylko na jedną, kluczową wiadomość. Chcieli tylko usłyszeć, że z Melanie wszystko będzie w porządku. Zamiast tego usłyszeli jej przeraźliwy krzyk, od razu podrywając się z miejsc i nie bacząc na konsekwencję, wpadając do sali, w której się znajdowała. Tego, co tam zobaczyli, nie przewidzieli w żaden sposób....
No to cóż, tak jak zapowiadam tak czynię, wracam ! Nie zawieszałam tego bloga, bo wiedziałam, że koniec końców nie potrafię bez niego i bez was żyć. Przepraszam za tak długą przerwę jak i za to, że mam takie plecy w waszej twórczości. Obiecuję, że wszystko sukcesywnie czytam, nie zawsze mam jednak możliwość komentowania. Dziękuję za wszystkie komentarze i za rosnącą liczbę wyświetleń, jesteście wielcy, naprawdę ! :) Mam nadzieję, że nie zraziłam do siebie wszystkich swoją nieobecnością i ktoś tu jeszcze zagląda. I korzystając z okazji, życzę wszystkim Wesołych Świąt, i sylwestra w iście szampańsko - piłkarskim stylu. Pozdrawiam i ściskam cieplutko : *
PS. Czy wy też nie możecie się już ruszać i boicie się wejść na wagę ? MASAKRA ! Ale bądź co bądź, kocham ten świąteczny okres i magię, jaka temu towarzyszy :) Buziaki : *
środa, 25 grudnia 2013
wtorek, 5 listopada 2013
12. 'One step closer....'
Nereida nigdy nie zwracała uwagi na swój ubiór. Nie śledziła katalogów mody, nie chodziła na zakupy do markowych sklepów, jeśli już musiała odświeżyć swoją garderobę, robiła to w second - handach. Przez otoczenie odbierana była głównie jako chłopczyca, często można było ją spotkać w luźnych bluzach i bez makijażu, dodatkowo w niedbale związanych w koka włosach. Opinia innych była jej obojętna, tym bardziej, że raczej stroniła od ludzi.
-Ja chyba śnię - zaśmiała się Lena, wchodząc do jej pokoju - Ty naprawdę stoisz przed szafą i myślisz, co na siebie włożyć ? Naprawdę ?
-Nie nabijaj się. Mam kryzys
-Kryzys ?
-Sytuacja bez wyjścia, musiałam iść na zakupy - westchnęła - I wierz mi, to było straszne
-Ty i zakupy ? Co, zakochałaś się ? - roześmiała się, rzucając na jej łóżko
-Nie, oczywiście, że nie. Po prostu idę na mecz
-I na mecz się tak stroisz, co ? W ogóle od kiedy ty na mecze tak chętnie chodzisz ?
-Oj no, po prostu idę i tyle
-A z kim ?
-Sama
-Czyżby ?
-Tak, sama
-No powiedz mi no, proszę, proszę, proszę - wyszczerzyła się
-Poznałam takiego jednego piłkarza...
-Daruj sobie, są idiotami. Ja sama niedawno już na jednym się wystarczająco przejechałam
-Powiedzmy, że jestem mu coś dłużna. To czy to ? - poruszyła wieszakami
-Nie wiem, przymierz to ci powiem. Ale naprawdę nie rób sobie jakiś złudnych nadziei, to nie jest nasz świat
-Nie jestem moim chłopakiem i nie idę na randkę, więc naprawdę nie musisz się tak o mnie martwić
-Po prostu nie chce, żebyś popełniła ten sam błąd co ja, bo nie warto
-Dobrze wiesz, że jesteśmy zupełnie inne, ja nie angażuję się uczuciowo
-Szczerze mówiąc to byłam pewna, że jesteś lesbijką - zaśmiała się
-Proszę ? Lena ! - rzuciła w nią poduszką
-Oj no, sama mówiłaś, że nienawidzisz mężczyzn
-Ale nie dlatego, że wolę dziewczyny, bez przesady. Obraziłam się na ciebie właśnie
-Ubierz tą spódnicę, ładnie w niej będziesz wyglądać
-Nie, nie ma mowy, żadnych spódnic, poza tym mówiłam ci, jestem obrażona i nie rozmawiamy
-No ubierz, spodobasz mu się
-Nie będę robiła niczego wbrew sobie dla faceta, bez przesady
-Ale wystrój się no, zaskoczysz go
-Nie ma takiej potrzeby, idę w spodniach. Która bluzka ?
-Ta łososiowa
-Eh, żebym ja się musiała przejmować tym, co na siebie włożyć, świat się kończy, naprawdę
-Może makijaż ci jakiś zrobię, co ?
-Nie, zresztą, zrobię po swojemu
-Możesz nadać sobie trochę kobiecości, to naprawdę nie zaszkodzi
-Sugerujesz, że jestem brzydka ?
-Nie, oczywiście, że nie. Mężczyźni mają po prostu swoje wymagania
-Albo mu się spodobam taka, jaka jestem, albo nie jest w ogóle wart zachodu
-Przynajmniej nikt cię nigdy nie skrzywdzi
-W przeciwieństwie do ciebie wrażliwcu
-Oj no, taka już jestem no
-Co z tym Wojtkiem ?
-Nie wiem, nie widzieliśmy się już więcej
-Czyli faktycznie nie było się kim przejmować
-Ładnie wyglądasz, myślę, że nie musisz się już przebierać, jest całkiem ok
-To idę
-Już ?
-I tak jestem spóźniona - zaśmiała się, roztrzepując dłońmi włosy i muskając usta błyszczykiem - Źle się czuję bez glanów
-Miłość wymaga poświęceń
-Jaka miłość ? Proszę cię, ledwo znam tego gościa, chociaż trzeba przyznać, jest uparty i zdeterminowany, to na pewno
-Ma w ogóle jakieś szanse ?
-Minimalne, ale są - mrugnęła do niej
-Chętnie go poznam
-Nie wyobrażaj sobie zbyt wiele, naprawdę. To tylko dobry znajomy, a i to nawet jeszcze nie
-Inaczej byś się tak nie stroiła, musiał wpaść ci w oko
-Jest gruby, ma szparkę między zębami, niski, ma ciemne oczy...nie, nie podoba mi się
-I tak ci nie wierzę
-Idę już, nie nabijaj się - zaśmiała się - Bo mnie nie wpuszczą
-Spookojnie, on o to zadba
-Jak wrócę, to cię uduszę, obiecuję ci to
-Tak, tak, idź już, ja śpię i mnie nie ma
-Zobaczysz, dzisiaj zginiesz - pogroziła jej palcem i wybiegła z mieszkania, szybko łapiąc jakąś taksówkę. Sama nie wiedziała czego powinna się spodziewać, ale pierwszy raz w życiu była do czegoś pozytywnie nastawiona, licząc, że chociaż tym razem się nie zawiedzie.
***
Wojtek rzucił w kąt walizkę i rozsiadł się na sofie, chowając twarz w dłoniach. Nie widział dalszego sensu pobytu w Dortmundzie, Robert był tak zaślepiony miłością do Anki, że nie docierały do niego zupełnie żadne argumenty. Skoro przekładał żonę ponad ich przyjaźń, nie warto było o niego walczyć. Była jeszcze Lena, cóż, kiedyś na pewno pożałuje, że zostawił ją bez słowa, ale tak będzie dla niej lepiej. Nie był jeszcze gotowy na związek, widocznie rola wiecznego chłopca jest właśnie dla niego.
-O, wróciłeś - zszedł po schodach Jack. Wilshere zajmował się domem przyjaciela, kiedy ten wyjechał na jakiś czas do Niemiec
-Tsa, jak widać
-Nawet nie zdążyłem jeszcze uśmiercić twoich roślinek
-Masz żonę, prawda ?
-No raczej
-I dzieci ?
-Tak mi się wydaje - zaśmiał się
-I nie dołuje cię to ?
-Nigdy w życiu
-Są dla ciebie ważni ?
-No najważniejsi na świecie no
-Ważniejsi niż piłka nożna ?
-O wiele
-I jesteś pewien, że twoja żona cię kocha i nigdy by cię nie zdradziła ?
-Chcesz mi o czymś powiedzieć, co ? - poderwał się rozgniewany
-Nie, spokojnie, chodzi o coś zupełnie innego
-Więc skąd pytania na temat mojej rodziny ?
-Anka zdradza Roberta i udaje, że jest z nim w ciąży
-Więc dlaczego go tam zostawiłeś ?
-Bo mi nie uwierzył i zmieszał publicznie z błotem
-Każdy facet by się wkurzył, gdyby kumpel zaczął najeżdżać na jego żonę, to normalne
-Nie wiem, nie znam się, nigdy nie miałem
-I nie będziesz miał, bo się do tego nie nadajesz - zaśmiał się - Ale o tym już sam wiesz od dawna
-Dlaczego ktoś tłucze się w mojej sypialni ? Sprowadziłeś sobie jakieś panienki ?
-Oczywiście, każdego dnia pieprzę się z inną, dlatego szukałem lokum na swój prywatny i osobisty burdel
-Nie, to byłoby bardziej w moim stylu
-Aron pewnie się obudził, zasnął w twoim łóżku. Jak stwierdził, było najwygodniejsze
-Co, młody dalej nie odstępuje cię na krok ?
-Nie, nawet chce zacząć chodzić ze mną na treningi
-No, o wilku mowa - uśmiechnął się, kiedy malec wyszedł z pokoju, przecierając zaspane oczka
-Tatuś psytul - podszedł do Jacka i usiadł mu na kolanach, zwijając się niczym w kulkę
-Wyspałeś się, co szkrabie ? - pogłaskał go po włosach i pocałował w czubek główki
-Taaaak - ziewnął ospale - Ceśc wujek - wyszczerzył się ,ukazując rząd równych i idealnie białych ząbków
-Pilnowałeś moje roślinki, co młody ?
-Taak, podlewaliśmy z tatą. Duuużo wody i duużo wody - wymachiwał rękoma, gestykulując ogrom cieczy
-A gdzie zgubiłeś siostrzyczkę, co ?
-Ona duużo je, i duużo płacze i gupia jest, wiesz ?
-Oj no, nie mów tak, to twoja kochana, młodsza siostrzyczka
-Dewczyny są gupie, wolę się bawić z chłopakami. A ona nawet nie mówi, tyko płacze i płacze i płacze, guupia jest
-Kiedyś ci się to jeszcze odmieni. Przynajmniej mam taką nadzieję - zaśmiał się
-Taatusiuu, ja chcem do domku, wujek już jest, to my do mamusi i do domku, już ! - skrzyżował wymownie ręce na klatce piersiowej
-A głodny nie jesteś, hm ?
-Mama mi da ! Do domku ! Juz !
-Wybacz stary, ale siła wyższa - zaśmiał się
-Rozpieszczone te dzieci masz
-Kiedyś pogadamy, jak swoje zrobisz. One dopiero tragiczne będą - zaśmiał się
-Nie, ja nie będę miał dzieci. Sam jestem duże dziecko. Nie potrzebuję rodziny, mi dobrze tak, lubię bycie singlem
-Jestem twoim przyjacielem i doskonale wiem, że sobie to tylko wmawiasz
-Idź już i nie psychologuj mi tu - zaśmiał się - Wynocha, raz, dwa
-Idziemy, wujek nas wygania
-Wujek ma fajny samochód !
-Mądrze mówisz młody, mądrze - zaśmiał się - Wpadnijcie do mnie jutro we czwórkę, dawno nie widziałem twojej córki, pochwalisz się jak wyrosła
-Przyjdę, na szczęście jest jeszcze za mała, aby być podatną na twoje uroki Wojtusiu
-I tak kiedyś będzie moja - wyszczerzył się - Dzięki generalnie za pomoc i opiekę nad moją wspaniałą rezydencją
-Nie ma problemu, wisisz mi za to flaszkę polskiej wódki
-Ostatnio wymiotowałeś i zgonowałeś po kilku kieliszkach, nie umiesz pić angolu głupi
-Uznam, że tego nie słyszałem. I wytrenowałem sobie głowę, zobaczysz
-To co, męski wieczór dzisiaj ?
-Przyda ci się to, bo widzę, że nie do końca jest u ciebie tak jak powinno
-Idź, nie matkuj, nie filozofuj, upiję cię wieczorem, do zobaczenia - pomachał mu w drzwiach
-Na razie panie kawalerze - zaśmiał się, zapiął Arona w siodełku, wrzucił do samochodu swoje i jego rzeczy i odjechał. Doskonale znał Szczęsnego i wiedział, że ten tylko gra takiego luzaka. W głębi serca jak nikt inny potrzebował czyjejś bliskości i poczucia bezpieczeństwa. Nie mówiąc o tym, jak bardzo musiał czuć się komuś potrzebny. Po tym jak wiele nasłuchał się przez skypa o Lenie, był pewien, że przyjaciel tak szybko o niej nie zapomni, a jego wcześniejszy powrót do Londynu jest tylko zwyczajną ucieczką od problemów. Tak, wadą Wojtka zdecydowanie było to, że niczym dziecko zostawiał za sobą mnóstwo niedokończonych spraw, zaczynając coraz to kolejne. Warto do tego dodać również to, że wiecznie tłumił w sobie uczucia i jak nikt, potrafił zakładać maski, odpowiadające danej sytuacji. Jeden wielki teatr i uczuciowa skorupa, którą Wilshere za wszelką cenę musiał i chciał w końcu przełamać.
***
Melanie bardzo powoli i delikatnie otworzyła oczy, mrużąc powieki od ostrego, padającego na jej twarz światła. Wokół panowała zupełna cisza, co jakiś czas przerywana krzykiem i piskiem o nieznanym jej pochodzeniu. Wzięła głęboki oddech, zaciągając się wilgotnym, przepełnionym zapachem zmieszanej krwi i zglinizny powietrzem. Nie miała pojęcia gdzie się znajduje, ostatnie co pamiętała to kłótnia z Martinezem. Złapała się za bolącą jak po uderzeniu głowę, rozglądając się wokół. W pomieszczeniu, które kształtem przypominało piwnicę, panował pół-mrok. Wszystkie okna były zabite deskami a na betonowej podłodze dostrzec można było ślady zarówno świeżej, jak i zaschniętej krwi. W prawym rogu sali znajdowały się dwa, lekarskie łóżka, z licznymi narzędziami na szafce obok nich. Kluczowym elementem były także włosy, porozrzucane po podłodze niczym w zakładzie fryzjerskim. Dziewczyna była przerażona, nie wiedziała czy jej ciało trzęsie się ze strachu, czy przeszywającego ją od chłodu zimna. Próbowała wstać, ale dopiero teraz zauważyła, że jest przywiązana do metalowego krzesła. Bezkutecznie próbowała się uwolnić, nie mając pojęcia, że ktoś stoi obok i ją obserwuj
-Możesz się z tym szarpać i walczyć, to i tak nic nie da
-Kim jesteś ? - spojrzała na niego przerażona. Miał około 40dziestu lat, niski i ze sporą nadwagą, a jego twarz i biały, przepocony podkoszulek, pobrudzone były krwią.
-Twoim przeznaczeniem słonko - swoimi niezgrabnymi i brudnymi, budzącymi u niej obrzydzenie dłońmi, pogłaskał ją po policzku
-Wypuść mnie stąd, chcę wrócić do domu
-Do domu - parsknął śmiechem, dalej się jej przyglądając - Ty już nigdy nie wrócisz do domu
-Mój brat jest bogaty, zapłaci ci
-Pieniądze, pieniądze i pieniądze, tylko to wam teraz w głowie - westchnął - Nie chcę od nikogo ani grosza, potrzebuję ciebie
-Marco i tak cię znajdzie i mnie uwolni
-Oh tak, tak, niczym super bohater - roześmiał się przeraźliwie - Jesteś skazana tylko na mnie, dlatego musisz być dziecinko posłuszna
-Zginiesz za to za kratkami, albo na krześle elektrycznym
-To byłoby całkiem ciekawe doświadczenie, uwielbiam adrenaline - zaklaskał w dłonie - Buntowniczka z ciebie, podoba mi się to - wyszczerzył w uśmiechu swoje pożółkłe zęby
-Zacznij dbać o higienę
-A do tego pyskata, wiedziałem, że dobrze trafiłem. O, północ, jak ten czas szybko leci. Wybacz skarbie, ale ktoś inny wymaga teraz mojej uwagi - podszedł do jednego z łóżek, zapalającym nad nim lampke - Idealnie
-Czy...czy to kobieta ? - roztrzęsiona wpatrywała się w nagie, bezbronne i pozbawione włosów na głowie ciało
-Lubiłem ją, była prawie tak ładna jak ty. Eh Luiza, Luiza, idealnie zamarzłaś, nie lubię paprać się po nocach w krwi - pokręcił z zachwytem głową i wbił skalpel w ciało
-Co...co ty jej zrobiłeś?
-Spokojnie, nie będziesz musiała długo czekać w kolejce. Chyba, że bardzo chcesz być pierwsza, myślę, że się na ciebie nie pogniewa... - uśmiechnął się
-Chcę do domu...
-Oj uparłaś się, przecież rozmawialiśmy już na ten temat. Wybacz, może być trochę głośno - rozradowany przenikliwym dźwiękiem, uruchomionej przez niego piły, założył laboratoryjne okulary i zaczął z radością małego dziecka, ciąć zwłoki na odrębne kawałki
-Ty...ty ją zabiłeś...
-A to ci niespodzianka, naprawde nie zauwazylem - zasmial sie
-Dlaczego ogoliłeś jej włosy?
-A jak myślisz, jak powstają peruki, co ? Jakos trzeba zarabiac, a brunetki są takie piękne i słodkie - uśmiechnął się - No nic, kolejna do kolekcji - trzymał w dłoniach jej odciętą głowę
-Ko...ko...kolekcji?
-Tak, wiem , wiem, wy kobiety uwielbiacie być oryginalne, ale przykro mi, nie była jedyna. Chociaż, spokojnie, mogę cię zapewnić, że twoja słodka buźka dostanie specjalne miejsce na półce - zlizał krew z trzymanego w ręku skalpela
-Wypuść mnie, proszę...
-Przecież ci się spodoba - kucnął przed nią i rozciął jej bluzkę - Wspaniale... - przejechał językiem po jej piersiach
-Co mi zrobisz ?
-A jak myślisz, co ? - szyderczo się zaśmiał, ściągając z niej bluzkę. Krzyczała, rozpaczliwie wołając o pomoc, ale wokół słychać było jedynie przeraźliwy śmiech oprawcy. Szarpała się, próbując jakoś uwolnić, ale to dodatkowo ją podniecało. Bez trudu rozebrał ją do naga, błądząc łapczywie językiem po jej ciele - Wspaniale smakujesz - wyszeptał ochryple. Nie miała siły już z nim walczyć, jej roztrzęsione od strachu ciało, stało się zupełnie bezwładne. Obraz przed oczami dziewczyny stawał się coraz bardziej zamazany, jak przez mgłe widziała ściagajacego przed nią spodnie mężczyznę. Zamknęła oczy, a po jej policzkach przez cały czas toczyły się gęste, słone łzy. Czuł jej strach, co jeszcze bardziej go kręciło. Słyszała szybkie bicie jego serca oraz ciężki, sapiący a przede wszystkim podniecony oddech. Dźwięk w jednej chwili zagłuszyła ogromna fala bólu, jaka przeszyła jej ciało, kiedy morderca wsunął w nią gwałtownie swojego penisa. Nie tak wyobrażała sobie swój pierwszy raz, to że była dziewicą nakręciło go jeszcze bardziej. Pchał coraz mocniej i mocniej, nabuzowany do granic możliwości. Nigdy wcześniej nie czuła takiego bólu, którego organizm nie potrafił znieść. Straciła przytomność, kiedy mężczyzna próbował wejść jeszcze głębiej. Teraz mógł zrobić z nią i z jej ciałem to, co kocha równie mocno jak brutalny seks z takimi kobietami jak ona.
Przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam, że rozdział zostaje dodany tak późno, ale studia to ciężki orzech do zgryzienia i nie spodziewałam się, że zabiorą mi tyle czasu. Teraz powinno być lepiej, więc rozdziały będą pojawiać się regularnie. Mam nadzieję, że się na mnie nie gniewacie. Sukcesywnie nadrabiam zaległości ns waszych blogach. Cudem uudało mi się dodać ten rozdział, bo blogger nie chce współpracować z moim tabletem. Jeszcze raz przepraszam. A, no i najważniejsze, dziękuję za tyle komentarzy, tak podniosły mnie na duchu, że nawet sobie nie wyobrazacie. Kocham i uwielbiam was, jesteście wielkie ! Pozdrawiam, ściskam i zapraszam do czytania. Tęskniłam miśki ! :-*
-Ja chyba śnię - zaśmiała się Lena, wchodząc do jej pokoju - Ty naprawdę stoisz przed szafą i myślisz, co na siebie włożyć ? Naprawdę ?
-Nie nabijaj się. Mam kryzys
-Kryzys ?
-Sytuacja bez wyjścia, musiałam iść na zakupy - westchnęła - I wierz mi, to było straszne
-Ty i zakupy ? Co, zakochałaś się ? - roześmiała się, rzucając na jej łóżko
-Nie, oczywiście, że nie. Po prostu idę na mecz
-I na mecz się tak stroisz, co ? W ogóle od kiedy ty na mecze tak chętnie chodzisz ?
-Oj no, po prostu idę i tyle
-A z kim ?
-Sama
-Czyżby ?
-Tak, sama
-No powiedz mi no, proszę, proszę, proszę - wyszczerzyła się
-Poznałam takiego jednego piłkarza...
-Daruj sobie, są idiotami. Ja sama niedawno już na jednym się wystarczająco przejechałam
-Powiedzmy, że jestem mu coś dłużna. To czy to ? - poruszyła wieszakami
-Nie wiem, przymierz to ci powiem. Ale naprawdę nie rób sobie jakiś złudnych nadziei, to nie jest nasz świat
-Nie jestem moim chłopakiem i nie idę na randkę, więc naprawdę nie musisz się tak o mnie martwić
-Po prostu nie chce, żebyś popełniła ten sam błąd co ja, bo nie warto
-Dobrze wiesz, że jesteśmy zupełnie inne, ja nie angażuję się uczuciowo
-Szczerze mówiąc to byłam pewna, że jesteś lesbijką - zaśmiała się
-Proszę ? Lena ! - rzuciła w nią poduszką
-Oj no, sama mówiłaś, że nienawidzisz mężczyzn
-Ale nie dlatego, że wolę dziewczyny, bez przesady. Obraziłam się na ciebie właśnie
-Ubierz tą spódnicę, ładnie w niej będziesz wyglądać
-Nie, nie ma mowy, żadnych spódnic, poza tym mówiłam ci, jestem obrażona i nie rozmawiamy
-No ubierz, spodobasz mu się
-Nie będę robiła niczego wbrew sobie dla faceta, bez przesady
-Ale wystrój się no, zaskoczysz go
-Nie ma takiej potrzeby, idę w spodniach. Która bluzka ?
-Ta łososiowa
-Eh, żebym ja się musiała przejmować tym, co na siebie włożyć, świat się kończy, naprawdę
-Może makijaż ci jakiś zrobię, co ?
-Nie, zresztą, zrobię po swojemu
-Możesz nadać sobie trochę kobiecości, to naprawdę nie zaszkodzi
-Sugerujesz, że jestem brzydka ?
-Nie, oczywiście, że nie. Mężczyźni mają po prostu swoje wymagania
-Albo mu się spodobam taka, jaka jestem, albo nie jest w ogóle wart zachodu
-Przynajmniej nikt cię nigdy nie skrzywdzi
-W przeciwieństwie do ciebie wrażliwcu
-Oj no, taka już jestem no
-Co z tym Wojtkiem ?
-Nie wiem, nie widzieliśmy się już więcej
-Czyli faktycznie nie było się kim przejmować
-Ładnie wyglądasz, myślę, że nie musisz się już przebierać, jest całkiem ok
-To idę
-Już ?
-I tak jestem spóźniona - zaśmiała się, roztrzepując dłońmi włosy i muskając usta błyszczykiem - Źle się czuję bez glanów
-Miłość wymaga poświęceń
-Jaka miłość ? Proszę cię, ledwo znam tego gościa, chociaż trzeba przyznać, jest uparty i zdeterminowany, to na pewno
-Ma w ogóle jakieś szanse ?
-Minimalne, ale są - mrugnęła do niej
-Chętnie go poznam
-Nie wyobrażaj sobie zbyt wiele, naprawdę. To tylko dobry znajomy, a i to nawet jeszcze nie
-Inaczej byś się tak nie stroiła, musiał wpaść ci w oko
-Jest gruby, ma szparkę między zębami, niski, ma ciemne oczy...nie, nie podoba mi się
-I tak ci nie wierzę
-Idę już, nie nabijaj się - zaśmiała się - Bo mnie nie wpuszczą
-Spookojnie, on o to zadba
-Jak wrócę, to cię uduszę, obiecuję ci to
-Tak, tak, idź już, ja śpię i mnie nie ma
-Zobaczysz, dzisiaj zginiesz - pogroziła jej palcem i wybiegła z mieszkania, szybko łapiąc jakąś taksówkę. Sama nie wiedziała czego powinna się spodziewać, ale pierwszy raz w życiu była do czegoś pozytywnie nastawiona, licząc, że chociaż tym razem się nie zawiedzie.
***
Wojtek rzucił w kąt walizkę i rozsiadł się na sofie, chowając twarz w dłoniach. Nie widział dalszego sensu pobytu w Dortmundzie, Robert był tak zaślepiony miłością do Anki, że nie docierały do niego zupełnie żadne argumenty. Skoro przekładał żonę ponad ich przyjaźń, nie warto było o niego walczyć. Była jeszcze Lena, cóż, kiedyś na pewno pożałuje, że zostawił ją bez słowa, ale tak będzie dla niej lepiej. Nie był jeszcze gotowy na związek, widocznie rola wiecznego chłopca jest właśnie dla niego.
-O, wróciłeś - zszedł po schodach Jack. Wilshere zajmował się domem przyjaciela, kiedy ten wyjechał na jakiś czas do Niemiec
-Tsa, jak widać
-Nawet nie zdążyłem jeszcze uśmiercić twoich roślinek
-Masz żonę, prawda ?
-No raczej
-I dzieci ?
-Tak mi się wydaje - zaśmiał się
-I nie dołuje cię to ?
-Nigdy w życiu
-Są dla ciebie ważni ?
-No najważniejsi na świecie no
-Ważniejsi niż piłka nożna ?
-O wiele
-I jesteś pewien, że twoja żona cię kocha i nigdy by cię nie zdradziła ?
-Chcesz mi o czymś powiedzieć, co ? - poderwał się rozgniewany
-Nie, spokojnie, chodzi o coś zupełnie innego
-Więc skąd pytania na temat mojej rodziny ?
-Anka zdradza Roberta i udaje, że jest z nim w ciąży
-Więc dlaczego go tam zostawiłeś ?
-Bo mi nie uwierzył i zmieszał publicznie z błotem
-Każdy facet by się wkurzył, gdyby kumpel zaczął najeżdżać na jego żonę, to normalne
-Nie wiem, nie znam się, nigdy nie miałem
-I nie będziesz miał, bo się do tego nie nadajesz - zaśmiał się - Ale o tym już sam wiesz od dawna
-Dlaczego ktoś tłucze się w mojej sypialni ? Sprowadziłeś sobie jakieś panienki ?
-Oczywiście, każdego dnia pieprzę się z inną, dlatego szukałem lokum na swój prywatny i osobisty burdel
-Nie, to byłoby bardziej w moim stylu
-Aron pewnie się obudził, zasnął w twoim łóżku. Jak stwierdził, było najwygodniejsze
-Co, młody dalej nie odstępuje cię na krok ?
-Nie, nawet chce zacząć chodzić ze mną na treningi
-No, o wilku mowa - uśmiechnął się, kiedy malec wyszedł z pokoju, przecierając zaspane oczka
-Tatuś psytul - podszedł do Jacka i usiadł mu na kolanach, zwijając się niczym w kulkę
-Wyspałeś się, co szkrabie ? - pogłaskał go po włosach i pocałował w czubek główki
-Taaaak - ziewnął ospale - Ceśc wujek - wyszczerzył się ,ukazując rząd równych i idealnie białych ząbków
-Pilnowałeś moje roślinki, co młody ?
-Taak, podlewaliśmy z tatą. Duuużo wody i duużo wody - wymachiwał rękoma, gestykulując ogrom cieczy
-A gdzie zgubiłeś siostrzyczkę, co ?
-Ona duużo je, i duużo płacze i gupia jest, wiesz ?
-Oj no, nie mów tak, to twoja kochana, młodsza siostrzyczka
-Dewczyny są gupie, wolę się bawić z chłopakami. A ona nawet nie mówi, tyko płacze i płacze i płacze, guupia jest
-Kiedyś ci się to jeszcze odmieni. Przynajmniej mam taką nadzieję - zaśmiał się
-Taatusiuu, ja chcem do domku, wujek już jest, to my do mamusi i do domku, już ! - skrzyżował wymownie ręce na klatce piersiowej
-A głodny nie jesteś, hm ?
-Mama mi da ! Do domku ! Juz !
-Wybacz stary, ale siła wyższa - zaśmiał się
-Rozpieszczone te dzieci masz
-Kiedyś pogadamy, jak swoje zrobisz. One dopiero tragiczne będą - zaśmiał się
-Nie, ja nie będę miał dzieci. Sam jestem duże dziecko. Nie potrzebuję rodziny, mi dobrze tak, lubię bycie singlem
-Jestem twoim przyjacielem i doskonale wiem, że sobie to tylko wmawiasz
-Idź już i nie psychologuj mi tu - zaśmiał się - Wynocha, raz, dwa
-Idziemy, wujek nas wygania
-Wujek ma fajny samochód !
-Mądrze mówisz młody, mądrze - zaśmiał się - Wpadnijcie do mnie jutro we czwórkę, dawno nie widziałem twojej córki, pochwalisz się jak wyrosła
-Przyjdę, na szczęście jest jeszcze za mała, aby być podatną na twoje uroki Wojtusiu
-I tak kiedyś będzie moja - wyszczerzył się - Dzięki generalnie za pomoc i opiekę nad moją wspaniałą rezydencją
-Nie ma problemu, wisisz mi za to flaszkę polskiej wódki
-Ostatnio wymiotowałeś i zgonowałeś po kilku kieliszkach, nie umiesz pić angolu głupi
-Uznam, że tego nie słyszałem. I wytrenowałem sobie głowę, zobaczysz
-To co, męski wieczór dzisiaj ?
-Przyda ci się to, bo widzę, że nie do końca jest u ciebie tak jak powinno
-Idź, nie matkuj, nie filozofuj, upiję cię wieczorem, do zobaczenia - pomachał mu w drzwiach
-Na razie panie kawalerze - zaśmiał się, zapiął Arona w siodełku, wrzucił do samochodu swoje i jego rzeczy i odjechał. Doskonale znał Szczęsnego i wiedział, że ten tylko gra takiego luzaka. W głębi serca jak nikt inny potrzebował czyjejś bliskości i poczucia bezpieczeństwa. Nie mówiąc o tym, jak bardzo musiał czuć się komuś potrzebny. Po tym jak wiele nasłuchał się przez skypa o Lenie, był pewien, że przyjaciel tak szybko o niej nie zapomni, a jego wcześniejszy powrót do Londynu jest tylko zwyczajną ucieczką od problemów. Tak, wadą Wojtka zdecydowanie było to, że niczym dziecko zostawiał za sobą mnóstwo niedokończonych spraw, zaczynając coraz to kolejne. Warto do tego dodać również to, że wiecznie tłumił w sobie uczucia i jak nikt, potrafił zakładać maski, odpowiadające danej sytuacji. Jeden wielki teatr i uczuciowa skorupa, którą Wilshere za wszelką cenę musiał i chciał w końcu przełamać.
***
Melanie bardzo powoli i delikatnie otworzyła oczy, mrużąc powieki od ostrego, padającego na jej twarz światła. Wokół panowała zupełna cisza, co jakiś czas przerywana krzykiem i piskiem o nieznanym jej pochodzeniu. Wzięła głęboki oddech, zaciągając się wilgotnym, przepełnionym zapachem zmieszanej krwi i zglinizny powietrzem. Nie miała pojęcia gdzie się znajduje, ostatnie co pamiętała to kłótnia z Martinezem. Złapała się za bolącą jak po uderzeniu głowę, rozglądając się wokół. W pomieszczeniu, które kształtem przypominało piwnicę, panował pół-mrok. Wszystkie okna były zabite deskami a na betonowej podłodze dostrzec można było ślady zarówno świeżej, jak i zaschniętej krwi. W prawym rogu sali znajdowały się dwa, lekarskie łóżka, z licznymi narzędziami na szafce obok nich. Kluczowym elementem były także włosy, porozrzucane po podłodze niczym w zakładzie fryzjerskim. Dziewczyna była przerażona, nie wiedziała czy jej ciało trzęsie się ze strachu, czy przeszywającego ją od chłodu zimna. Próbowała wstać, ale dopiero teraz zauważyła, że jest przywiązana do metalowego krzesła. Bezkutecznie próbowała się uwolnić, nie mając pojęcia, że ktoś stoi obok i ją obserwuj
-Możesz się z tym szarpać i walczyć, to i tak nic nie da
-Kim jesteś ? - spojrzała na niego przerażona. Miał około 40dziestu lat, niski i ze sporą nadwagą, a jego twarz i biały, przepocony podkoszulek, pobrudzone były krwią.
-Twoim przeznaczeniem słonko - swoimi niezgrabnymi i brudnymi, budzącymi u niej obrzydzenie dłońmi, pogłaskał ją po policzku
-Wypuść mnie stąd, chcę wrócić do domu
-Do domu - parsknął śmiechem, dalej się jej przyglądając - Ty już nigdy nie wrócisz do domu
-Mój brat jest bogaty, zapłaci ci
-Pieniądze, pieniądze i pieniądze, tylko to wam teraz w głowie - westchnął - Nie chcę od nikogo ani grosza, potrzebuję ciebie
-Marco i tak cię znajdzie i mnie uwolni
-Oh tak, tak, niczym super bohater - roześmiał się przeraźliwie - Jesteś skazana tylko na mnie, dlatego musisz być dziecinko posłuszna
-Zginiesz za to za kratkami, albo na krześle elektrycznym
-To byłoby całkiem ciekawe doświadczenie, uwielbiam adrenaline - zaklaskał w dłonie - Buntowniczka z ciebie, podoba mi się to - wyszczerzył w uśmiechu swoje pożółkłe zęby
-Zacznij dbać o higienę
-A do tego pyskata, wiedziałem, że dobrze trafiłem. O, północ, jak ten czas szybko leci. Wybacz skarbie, ale ktoś inny wymaga teraz mojej uwagi - podszedł do jednego z łóżek, zapalającym nad nim lampke - Idealnie
-Czy...czy to kobieta ? - roztrzęsiona wpatrywała się w nagie, bezbronne i pozbawione włosów na głowie ciało
-Lubiłem ją, była prawie tak ładna jak ty. Eh Luiza, Luiza, idealnie zamarzłaś, nie lubię paprać się po nocach w krwi - pokręcił z zachwytem głową i wbił skalpel w ciało
-Co...co ty jej zrobiłeś?
-Spokojnie, nie będziesz musiała długo czekać w kolejce. Chyba, że bardzo chcesz być pierwsza, myślę, że się na ciebie nie pogniewa... - uśmiechnął się
-Chcę do domu...
-Oj uparłaś się, przecież rozmawialiśmy już na ten temat. Wybacz, może być trochę głośno - rozradowany przenikliwym dźwiękiem, uruchomionej przez niego piły, założył laboratoryjne okulary i zaczął z radością małego dziecka, ciąć zwłoki na odrębne kawałki
-Ty...ty ją zabiłeś...
-A to ci niespodzianka, naprawde nie zauwazylem - zasmial sie
-Dlaczego ogoliłeś jej włosy?
-A jak myślisz, jak powstają peruki, co ? Jakos trzeba zarabiac, a brunetki są takie piękne i słodkie - uśmiechnął się - No nic, kolejna do kolekcji - trzymał w dłoniach jej odciętą głowę
-Ko...ko...kolekcji?
-Tak, wiem , wiem, wy kobiety uwielbiacie być oryginalne, ale przykro mi, nie była jedyna. Chociaż, spokojnie, mogę cię zapewnić, że twoja słodka buźka dostanie specjalne miejsce na półce - zlizał krew z trzymanego w ręku skalpela
-Wypuść mnie, proszę...
-Przecież ci się spodoba - kucnął przed nią i rozciął jej bluzkę - Wspaniale... - przejechał językiem po jej piersiach
-Co mi zrobisz ?
-A jak myślisz, co ? - szyderczo się zaśmiał, ściągając z niej bluzkę. Krzyczała, rozpaczliwie wołając o pomoc, ale wokół słychać było jedynie przeraźliwy śmiech oprawcy. Szarpała się, próbując jakoś uwolnić, ale to dodatkowo ją podniecało. Bez trudu rozebrał ją do naga, błądząc łapczywie językiem po jej ciele - Wspaniale smakujesz - wyszeptał ochryple. Nie miała siły już z nim walczyć, jej roztrzęsione od strachu ciało, stało się zupełnie bezwładne. Obraz przed oczami dziewczyny stawał się coraz bardziej zamazany, jak przez mgłe widziała ściagajacego przed nią spodnie mężczyznę. Zamknęła oczy, a po jej policzkach przez cały czas toczyły się gęste, słone łzy. Czuł jej strach, co jeszcze bardziej go kręciło. Słyszała szybkie bicie jego serca oraz ciężki, sapiący a przede wszystkim podniecony oddech. Dźwięk w jednej chwili zagłuszyła ogromna fala bólu, jaka przeszyła jej ciało, kiedy morderca wsunął w nią gwałtownie swojego penisa. Nie tak wyobrażała sobie swój pierwszy raz, to że była dziewicą nakręciło go jeszcze bardziej. Pchał coraz mocniej i mocniej, nabuzowany do granic możliwości. Nigdy wcześniej nie czuła takiego bólu, którego organizm nie potrafił znieść. Straciła przytomność, kiedy mężczyzna próbował wejść jeszcze głębiej. Teraz mógł zrobić z nią i z jej ciałem to, co kocha równie mocno jak brutalny seks z takimi kobietami jak ona.
Przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam, że rozdział zostaje dodany tak późno, ale studia to ciężki orzech do zgryzienia i nie spodziewałam się, że zabiorą mi tyle czasu. Teraz powinno być lepiej, więc rozdziały będą pojawiać się regularnie. Mam nadzieję, że się na mnie nie gniewacie. Sukcesywnie nadrabiam zaległości ns waszych blogach. Cudem uudało mi się dodać ten rozdział, bo blogger nie chce współpracować z moim tabletem. Jeszcze raz przepraszam. A, no i najważniejsze, dziękuję za tyle komentarzy, tak podniosły mnie na duchu, że nawet sobie nie wyobrazacie. Kocham i uwielbiam was, jesteście wielkie ! Pozdrawiam, ściskam i zapraszam do czytania. Tęskniłam miśki ! :-*
sobota, 12 października 2013
11. 'Don't Let Me Go....'
Krople deszczu rytmicznie uderzały o parapet. Słota za oknem w żaden sposób nie zachęcała do wyjścia. Ulice w Dortmundzie powoli pustoszały, a zmarznięci i zabiegani mieszkańcy wracali do domu. Bankiet w restauracji trwał w najlepsze. Granica pomiędzy sponsorami a piłkarzami została zatarta na skutek procentów buzujących w głowach zgromadzonych. Wszyscy wspólnie żartowali, snuli plany na przyszłość, liczna grupa zajęła się również popisami tanecznymi na parkiecie. Hałas, harmider oraz śpiew roznosił się po całym dolnym piętrze, tworząc kontrast z pomieszczeniami na górze. Właśnie tam panowała zupełna cisza, przerwana jedynie cichym odgłosem deszczu. Melanie wpatrywała się w swojego towarzysza, oczekując na to, co ma jej do powiedzenia. Bała się tego co usłyszy, czuła, że jej serce bije jak szalone z obawy przed utratą kogoś bliskiego. Od kilku lat walczyła ze swoim uczuciem, broniła się przed miłością do Martineza, ale teraz była gotowa ponownie mu zaufać. Pierwsza miłość nigdy do końca nie uwolni się z serca człowieka. Zostawia w nim ślad na zawsze. I nawet jeśli w naszym życiu pojawiają się kolejne osoby, z którymi chcemy się związać, nigdy nie zapominamy o tej, która kiedyś odeszła.
-Nie wiem jak ci to powiedzieć...
-Co chcesz mi powiedzieć ? Javi, o co chodzi ? Chcę wiedzieć, słyszysz ? - złapała go za rękę i spojrzała w jego brązowe oczy
-Nie możemy być razem. Nie chcę cię skrzywdzić
-Przecież nie jesteśmy razem, to przyjacielski seks...
-I ja i ty wiemy,że tak nie jest. Ten stosunek to byłoby coś więcej. Nie chciałbym, żebyś sobie po nim za dużo wyobrażała...
-O czym ty mówisz ?
-Kochasz mnie Melanie, hm ? - dopiero teraz podniósł wzrok z podłogi, kierując go w jej stronę
-Skąd ci się to wzięło ?
-Po prostu odpowiedz. Szczerze.
-Ja...nawet jeśli, to co to zmienia.. ?
-Powiedz mi to. Kochasz mnie Melanie ?
-Tak....ja...tęskniłam za tobą...kocham cię Javi...
-No własnie. Dlatego nie możemy dzisiaj tego zrobić. I nigdy nie możemy tego zrobić
-Ale...dlaczego ?
-Bo nie możesz mnie kochać. A skoro to robisz, to na wszystko jest już za późno
-Javi...ale...ja nie wiem o co chodzi
-Mam żonę. I dziecko
-Słucham....?
-Nie sądziłem, że to wszystko tak szybko się potoczy, myślałem, że uda mi się to wszystko jakoś pogodzić, rozwiązać ten problem...
-Problem ? Żona i dziecko to dla ciebie problem ?
-Nie kocham tamtej kobiety, nigdy nie chciałem z nią być, wzięliśmy ślub z przymusu
-Kiedy zamierzałeś mi powiedzieć, co ? Po co był ten cały cyrk ?
-Nie wiem. Lepiej zapomnij o tym co było między nami
-Więc po co to wszystko zaczynałeś, co ? Po co zjawiłeś się w moim życiu i na nowo je rozpieprzyłeś ?
-Myślałem, że inaczej to będzie wyglądać. Wszystko spieprzyłem, wiem. Ale dzisiaj rano pojawiły się pewne problemy i nie mogę wziąć rozwodu
-W dupie mam twój rozwód, rozumiesz ? - walczyła ze łzami napływającymi do jej oczu - W dupie mam ciebie, twoją żonę i twoje pieprzone dziecko !
-Naprawdę nie chciałem cię skrzywdzić...
-To ci naprawdę nie wyszło. Jaka ja jestem głupia, zaufałam ci, zaufałam po tym co mi ostatnio zrobiłeś a ty ponownie mnie zostawiasz dla innej, ile jeszcze razy chcesz się ze mną tak bawić, co Martinez ? Mam według ciebie napisane na czole zabawka ? Nikt nigdy mnie tak nie skrzywdził. I nikt nigdy nie zrobił tego dwukrotnie. Nienawidzę cię
-Melanie, proszę....
-Nigdy więcej do mnie nie dzwoń, nie chcę cię widzieć. Wracaj do Monachium i nigdy więcej tu nie przyjeżdżaj, zniszczyłeś mnie Martinez. Brawo, udało ci się mnie złamać raz jeszcze. - rzuciła oschle, zabrała swój płaszcz i wyszła z pokoju. Nie reagowała na jego krzyki, na to, że biegnie za nią i nawołuje błagalnie jej imię. Przyspieszyła, udając się po prostu przed siebie. Krople deszczu mieszały się z gorzkim smakiem jej łez. Zupełnie nie wiedziała co ze sobą zrobić. Nie zwracała uwagi na ulewę ani na to, gdzie biegnie. Nie liczyło się nic. Tylko raz w życiu czuła się tak bezradna i zraniona, dokładnie wtedy, kiedy zastała Javiego w łóżku z inną. Teraz ten sam facet, doprowadził ją do zupełnie tego samego stanu. Jedno było pewne, nigdy więcej już mu nie zaufa.
-Gdzie taka piękna dziewczyna biegnie sama w nocy ? Jest zimno, pada rzęsisty deszcz, to chyba nie najlepsza pora na spacer, co ? - zatrzymał się przed nią jakiś samochód - Podwieźć cię ?
Nie odpowiedziała, kiwnęła tylko twierdząco głową, zajmując miejsce pasażera. Było jej zupełnie wszystko jedno, chciała się po prostu jak najszybciej dostać do domu i jak najszybciej o wszystkim zapomnieć. Nie spodziewała się jednak zupełnie, co ją dalej czeka i że wejście do samochodu zupełnie obcego mężczyzny było najgorszą opcją, jaką kiedykolwiek mogła wybrać.
***
Mario odstawił talerze na kuchenny blat i poszedł umyć ręce. Krążył niecierpliwie w kółko oczekując, aż Nereida skończy pracę i do niego podejdzie. Sam nie wiedział dlaczego robi to wszystko, ale naprawdę zaczynało mu na niej zależeć. To prawda, że mężczyźni mają instynkt myśliwych. Lubią się napracować, zanim uda im się poderwać jakaś kobietę. Te, które same od razu rzucają się im w ramiona, bardzo często muszą liczyć się z tym, że szybko odejdą w zapomnienie. W końcu czym dla polującego jest martwa zwierzyna, w porównaniu z piękną, smukłą i uciekającą przed nim łanią.
-Skończyłam - podeszła do niego, przebrana już w normalny, codzienny strój - Możemy chwilę pogadać, skoro tak bardzo chcesz. Liczę, że poznasz mnie bliżej i dasz mi w końcu spokój
-Aż tak tracisz przy bliższym poznaniu ?
-Oby - westchnęła - Chodź - zaprowadziła go do małego pokoju - Tutaj możemy pogadać
-Nie możemy w restauracji ?
-Nie sądzisz, że jest tam za głośno ?
-No tak, racja...Cieszę się, że możemy w końcu normalnie porozmawiać
-Dalej nie wiem, dlaczego ci tak na tym zależy
-Po prostu mi się podobasz
-Nie znasz mnie, więc jesteś po prostu powierzchowny
-Może odrobinę. Ale chyba warto mieć się dla kogo zmienić ?
-Po co się zmieniać ? Ludzie powinni się akceptować takimi, jacy są
-Tak, tutaj muszę przyznać ci rację
-Czyli zaprzeczasz sam sobie. Nie graj przy mnie Goetze, bądź naturalny, ok ? To nie randka, nie musisz się tak spinać
-Nie ?
-Nie, nie chodzę na randki, tym bardziej z tobą
-Dlaczego niby ?
-Bo żyjesz w zupełnie innym świecie niż ja
-Co to zmienia ? Poza tym, nie znasz mnie, nie wiesz jaki jestem
-I przykro mi, ale nie chcę poznać
-Czyżby ? Mam wrażenie, że usilnie się przed czymś bronisz
-Nie musisz przeprowadzać na mnie analizy psychologicznej, naprawdę
-Jesteś bardzo skryta, możesz się chociaż odrobinę przy mnie otworzyć, co ?
-Nie, bo nie zasłużyłeś
-Ej, bawiłem się przy kumplach w kelnera, to nie wystarczy ?
-W zamian za tamto masz spotkanie ze mną sam na sam, tak jak się umawialiśmy
-Zawsze jesteś taka wymagająca ?
-Raczej. Nie czuj się więc wyjątkowy
-Ładnie dzisiaj wyglądasz
-Tylko dzisiaj ?
-Nie no, zawsze, po prostu...
-Spokojnie, nie musisz przy mnie być taki sztywny
-Ja...że się podnieciłem...że to tak widać ?
-Nie o tym mówię głupku - roześmiała się - Tylko jedno ci w głowie
-Przepraszam, ale tylko ty tak na mnie działasz
-Mówisz to każdej ?
-Nie, ty w przeciwieństwie do mnie jesteś wyjątkowa
-Powiedzmy, że postarałeś się na tyle, że jestem w stanie dać ci swój numer
-Byłbym bardzo, bardzo zadowolony
-I zgadzam się
-Na co ?
-Gracie jutro mecz, przyjdę
-Naprawdę ?
-Tak, teraz mogę ci się przyznać, że naprawdę lubię piłkę nożną
-W końcu robisz się ludzka - zaśmiał się - Dam ci bilety
-Mam, spokojnie
-Nie, nie, dostaniesz takie specjalnie, dla vipów - zaśmiał się
-Nie, tak nie. Ja wolę normalnie, z wszystkimi ludźmi. Ale po meczu możemy iść na kawę
-Zapraszam !
-No i co się tak szczerzysz ? - zaśmiała się
-Bo coraz bardziej mi się to wszystko podoba
-Tak mówisz?
-Tak, ty też mi się podobasz
-Wiem, zauważyłam - zaśmiała się
-Jesteś bardzo pewna siebie, wiesz ?
-W tym mój urok. Ale naprawdę muszę już iść, mam coś do załatwienia
-Czyli widzimy się jutro na meczu ?
-Tak. Do zobaczenia. Jak strzelisz gola, to nawet pomyślę o tym, żeby zaprosić cię do siebie na herbatę
-Lepszej motywacji nie mogłem sobie wymarzyć
-Już się tak Goetze nie podlizuj. Do zobaczenia jutro - musnęła delikatnie jego policzek i wyszła z pokoju. Sprawdził, czy aby na pewno go nie widzi i podskoczył z krzesełka do góry, unosząc pięści w geście zwycięstwa. Uśmiech nie schodził z jego twarzy, miał ochotę krzyczeć z radości. Nie mógł doczekać się jutrzejszego meczu, wiedział, że musi zdobyć dla niej bramkę. Wcześniej myślał, że Nereida jest ideałem, mylił się, jest jego życiowym ideałem i zrobi wszystko, aby spędziła z nim, kto wie, być może nawet resztę życia. W końcu mógł o sobie powiedzieć "Jestem szczęśliwym człowiekiem' i nie musiał nic udawać.
***
Marco z dnia na dzień czuł się coraz lepiej. Leczenie przebiegało zgodnie z planem i w najbliższym czasie miał rozpocząć już rehabilitację. Codziennie odwiedzali go przyjaciele z drużyny, oprócz tego fani, poprzez filmiki nadsyłane przez internet i listy, z życzeniami szybkiego powrotu do zdrowia, stanowili dla niego ogromne wsparcie. Skończył niedawno jeść kolację i zajął się przeglądaniem swojej strony internetowej. Nie spodziewał się już żadnych gości, więc zaplanował czat z fanami, który miał się rozpocząć się za jakiś czas.
-Mogę ? - w drzwiach sali stanął, chwiejąc się i przytrzymując futryny Martinez
-A ciebie co tu sprowadza ? Nie powinieneś być na bankiecie z moją siostrą ?
-Przepraszam, ja tak bardzo mocno przepraszam.. - podszedł z trudem do jego łóżka i opadł na krzesło
-Jesteś kompletnie pijany
-Ja nie chciałem, naprawdę nie chciałem
-Ale co się stało ?
-Skrzywdziłem ją, znowu ją skrzywdziłem
-Co zrobiłeś Melanie ? - poderwał się
-Ja...ja nie mogłem, po prostu nie mogłem...
-O czym ty mówisz do cholery ? Co z nią ?
-Nie wiem, wybiegła
-Co jej zrobiłeś ? !
-Muszę ci coś powiedzieć
-Co zrobiłeś do kurwy mojej siostrze ? !
-Spokojnie....powiedziałem jej, że mam żonę i dziecko....
-Jesteś żonaty ? !
-Nie...
-Więc o co do cholery chodzi ?
-Jestem chory. Mam HIV. Jestem pieprzonym nosicielem wirusa...
-Słucham ?
-Moja matka mnie takiego urodziła, jestem taki od samego początku....
-Więc po cholerę ta bajeczka z małżeństwem ?
-Nie mogłem się z nią przespać, zaraziłbym ją...
-Powiedz jej, że jesteś chory. Spieprzyłeś to, cholernie spieprzyłeś
-Wiem. Ona mnie teraz nienawidzi...
-I nie odbiera. Jeśli coś sobie przez ciebie zrobi, to przysięgam, zabiję cię
-Ja nie chciałem, naprawdę
-Świetnie, ale zamiast jej szukać ty zalałeś się w trupa, zajebiście odpowiedzialnie
-Ja ją kocham, ja tego nie chciałem, nic z tego nie chciałem.... - z racji krążącego w żyłach alkoholu rozpłakał się niczym małe dziecko
-Na kłamstwie nigdy daleko nie zajedziesz, powinieneś się tego nauczyć
-Co ja mam teraz zrobić ?
-Najlepiej zejść mi z oczu, bo zaraz cię zabiję
-Ja ją kocham, no kocham ją....ale jestem chory, i nigdy nie będzie mogła uprawiać ze mną seksu, ja tak nie chcę...mi na niej za bardzo zależy...
-Nie jęcz mi tutaj tylko wyjdź
-I nikt o tym nie wie, i ja się boję że to teraz wyjdzie, że ja będę skończony
-I tak jesteś, bo zachowałeś się jak ostatni debil. Wyjdź i znajdź moją siostrę, bo cię zabiję
-Ale jestem pijany....
-Mnie to nie interesuje, idź i przywieź ją do mnie. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak cholernie ją zraniłeś. A ona ma naprawdę słabą psychikę, boję się, że mogła sobie coś zrobić
-Nie, nie mogła...nie przeze mnie
-Wyjdź idioto i się tym zajmij, proszę....mnie stąd nie wypuszczą
-Mhy...idę, znajdę ją....przepraszam
-I tak cię nienawidzę po tym co zrobiłeś
-Przepraszam, przepraszam....
-Wyjdź powiedziałem ! !
-Przepraszam.... - wyszeptał jeszcze i opuścił salę. Napisał wiadomość do kilku przyjaciół, aby pomogli mu w poszukiwaniach Melanie. Był zbyt pijany, żeby cokolwiek sam wskórać. Zupełnie nie wiedział co dalej z tym zrobić. Nie chciał krzywdzić siostry Reusa, z drugiej strony, nie potrafił bez niej żyć. Żałował, że wymyślił jej bajkę o żonie i dziecku, nie zdawał sobie sprawy, że tak bardzo ją tym zrani. Musiał ją znaleźć. Modlił się w duchu, aby nic się jej nie stało. W innym wypadku sam się zabije. Tego był pewien. I tak nikt by po nim nie płakał. Wsiadł do taksówki i podał kierowcy adres mieszkania dziewczyny, licząc, że ją w nim zastanie. W końcu musiało być dobrze, zbyt wiele razem przeszli, aby skończyło się to w taki sposób.
Bardzo, ale to bardzo was przepraszam, że dodaję rozdział dopiero teraz. Naprawdę zupełnie nie miałam wcześniej czasu, przez zamieszanie ze studenckim życiem i mieszkaniem. Na szczęście wszystko powoli zaczęło się jakoś układać no i co ważne mam internet. Nadrobiłam wszystkie zaległości na waszych blogach, nawet nie wiecie jak bardzo brakowało mi waszej twórczości. Mam nadzieję, że nie straciłam wszystkich czytelniczek i ktokolwiek tu od czasu do czasu zagląda i zostawi po sobie ślad. Dziękuję wam za to, że jesteście. Jeszcze raz przepraszam, w ramach rekompensaty rozdział dłuższy niż zwykle. Poza tym wkrótce pojawi się kolejny, obiecuję jakoś odkupić swoje winy. Cóż, jeszcze raz dzięki za wszystko, pozdrawiam i życzę miłego czytania. Kocham was, ale to już wiecie. Buziaki : *
-Nie wiem jak ci to powiedzieć...
-Co chcesz mi powiedzieć ? Javi, o co chodzi ? Chcę wiedzieć, słyszysz ? - złapała go za rękę i spojrzała w jego brązowe oczy
-Nie możemy być razem. Nie chcę cię skrzywdzić
-Przecież nie jesteśmy razem, to przyjacielski seks...
-I ja i ty wiemy,że tak nie jest. Ten stosunek to byłoby coś więcej. Nie chciałbym, żebyś sobie po nim za dużo wyobrażała...
-O czym ty mówisz ?
-Kochasz mnie Melanie, hm ? - dopiero teraz podniósł wzrok z podłogi, kierując go w jej stronę
-Skąd ci się to wzięło ?
-Po prostu odpowiedz. Szczerze.
-Ja...nawet jeśli, to co to zmienia.. ?
-Powiedz mi to. Kochasz mnie Melanie ?
-Tak....ja...tęskniłam za tobą...kocham cię Javi...
-No własnie. Dlatego nie możemy dzisiaj tego zrobić. I nigdy nie możemy tego zrobić
-Ale...dlaczego ?
-Bo nie możesz mnie kochać. A skoro to robisz, to na wszystko jest już za późno
-Javi...ale...ja nie wiem o co chodzi
-Mam żonę. I dziecko
-Słucham....?
-Nie sądziłem, że to wszystko tak szybko się potoczy, myślałem, że uda mi się to wszystko jakoś pogodzić, rozwiązać ten problem...
-Problem ? Żona i dziecko to dla ciebie problem ?
-Nie kocham tamtej kobiety, nigdy nie chciałem z nią być, wzięliśmy ślub z przymusu
-Kiedy zamierzałeś mi powiedzieć, co ? Po co był ten cały cyrk ?
-Nie wiem. Lepiej zapomnij o tym co było między nami
-Więc po co to wszystko zaczynałeś, co ? Po co zjawiłeś się w moim życiu i na nowo je rozpieprzyłeś ?
-Myślałem, że inaczej to będzie wyglądać. Wszystko spieprzyłem, wiem. Ale dzisiaj rano pojawiły się pewne problemy i nie mogę wziąć rozwodu
-W dupie mam twój rozwód, rozumiesz ? - walczyła ze łzami napływającymi do jej oczu - W dupie mam ciebie, twoją żonę i twoje pieprzone dziecko !
-Naprawdę nie chciałem cię skrzywdzić...
-To ci naprawdę nie wyszło. Jaka ja jestem głupia, zaufałam ci, zaufałam po tym co mi ostatnio zrobiłeś a ty ponownie mnie zostawiasz dla innej, ile jeszcze razy chcesz się ze mną tak bawić, co Martinez ? Mam według ciebie napisane na czole zabawka ? Nikt nigdy mnie tak nie skrzywdził. I nikt nigdy nie zrobił tego dwukrotnie. Nienawidzę cię
-Melanie, proszę....
-Nigdy więcej do mnie nie dzwoń, nie chcę cię widzieć. Wracaj do Monachium i nigdy więcej tu nie przyjeżdżaj, zniszczyłeś mnie Martinez. Brawo, udało ci się mnie złamać raz jeszcze. - rzuciła oschle, zabrała swój płaszcz i wyszła z pokoju. Nie reagowała na jego krzyki, na to, że biegnie za nią i nawołuje błagalnie jej imię. Przyspieszyła, udając się po prostu przed siebie. Krople deszczu mieszały się z gorzkim smakiem jej łez. Zupełnie nie wiedziała co ze sobą zrobić. Nie zwracała uwagi na ulewę ani na to, gdzie biegnie. Nie liczyło się nic. Tylko raz w życiu czuła się tak bezradna i zraniona, dokładnie wtedy, kiedy zastała Javiego w łóżku z inną. Teraz ten sam facet, doprowadził ją do zupełnie tego samego stanu. Jedno było pewne, nigdy więcej już mu nie zaufa.
-Gdzie taka piękna dziewczyna biegnie sama w nocy ? Jest zimno, pada rzęsisty deszcz, to chyba nie najlepsza pora na spacer, co ? - zatrzymał się przed nią jakiś samochód - Podwieźć cię ?
Nie odpowiedziała, kiwnęła tylko twierdząco głową, zajmując miejsce pasażera. Było jej zupełnie wszystko jedno, chciała się po prostu jak najszybciej dostać do domu i jak najszybciej o wszystkim zapomnieć. Nie spodziewała się jednak zupełnie, co ją dalej czeka i że wejście do samochodu zupełnie obcego mężczyzny było najgorszą opcją, jaką kiedykolwiek mogła wybrać.
***
Mario odstawił talerze na kuchenny blat i poszedł umyć ręce. Krążył niecierpliwie w kółko oczekując, aż Nereida skończy pracę i do niego podejdzie. Sam nie wiedział dlaczego robi to wszystko, ale naprawdę zaczynało mu na niej zależeć. To prawda, że mężczyźni mają instynkt myśliwych. Lubią się napracować, zanim uda im się poderwać jakaś kobietę. Te, które same od razu rzucają się im w ramiona, bardzo często muszą liczyć się z tym, że szybko odejdą w zapomnienie. W końcu czym dla polującego jest martwa zwierzyna, w porównaniu z piękną, smukłą i uciekającą przed nim łanią.
-Skończyłam - podeszła do niego, przebrana już w normalny, codzienny strój - Możemy chwilę pogadać, skoro tak bardzo chcesz. Liczę, że poznasz mnie bliżej i dasz mi w końcu spokój
-Aż tak tracisz przy bliższym poznaniu ?
-Oby - westchnęła - Chodź - zaprowadziła go do małego pokoju - Tutaj możemy pogadać
-Nie możemy w restauracji ?
-Nie sądzisz, że jest tam za głośno ?
-No tak, racja...Cieszę się, że możemy w końcu normalnie porozmawiać
-Dalej nie wiem, dlaczego ci tak na tym zależy
-Po prostu mi się podobasz
-Nie znasz mnie, więc jesteś po prostu powierzchowny
-Może odrobinę. Ale chyba warto mieć się dla kogo zmienić ?
-Po co się zmieniać ? Ludzie powinni się akceptować takimi, jacy są
-Tak, tutaj muszę przyznać ci rację
-Czyli zaprzeczasz sam sobie. Nie graj przy mnie Goetze, bądź naturalny, ok ? To nie randka, nie musisz się tak spinać
-Nie ?
-Nie, nie chodzę na randki, tym bardziej z tobą
-Dlaczego niby ?
-Bo żyjesz w zupełnie innym świecie niż ja
-Co to zmienia ? Poza tym, nie znasz mnie, nie wiesz jaki jestem
-I przykro mi, ale nie chcę poznać
-Czyżby ? Mam wrażenie, że usilnie się przed czymś bronisz
-Nie musisz przeprowadzać na mnie analizy psychologicznej, naprawdę
-Jesteś bardzo skryta, możesz się chociaż odrobinę przy mnie otworzyć, co ?
-Nie, bo nie zasłużyłeś
-Ej, bawiłem się przy kumplach w kelnera, to nie wystarczy ?
-W zamian za tamto masz spotkanie ze mną sam na sam, tak jak się umawialiśmy
-Zawsze jesteś taka wymagająca ?
-Raczej. Nie czuj się więc wyjątkowy
-Ładnie dzisiaj wyglądasz
-Tylko dzisiaj ?
-Nie no, zawsze, po prostu...
-Spokojnie, nie musisz przy mnie być taki sztywny
-Ja...że się podnieciłem...że to tak widać ?
-Nie o tym mówię głupku - roześmiała się - Tylko jedno ci w głowie
-Przepraszam, ale tylko ty tak na mnie działasz
-Mówisz to każdej ?
-Nie, ty w przeciwieństwie do mnie jesteś wyjątkowa
-Powiedzmy, że postarałeś się na tyle, że jestem w stanie dać ci swój numer
-Byłbym bardzo, bardzo zadowolony
-I zgadzam się
-Na co ?
-Gracie jutro mecz, przyjdę
-Naprawdę ?
-Tak, teraz mogę ci się przyznać, że naprawdę lubię piłkę nożną
-W końcu robisz się ludzka - zaśmiał się - Dam ci bilety
-Mam, spokojnie
-Nie, nie, dostaniesz takie specjalnie, dla vipów - zaśmiał się
-Nie, tak nie. Ja wolę normalnie, z wszystkimi ludźmi. Ale po meczu możemy iść na kawę
-Zapraszam !
-No i co się tak szczerzysz ? - zaśmiała się
-Bo coraz bardziej mi się to wszystko podoba
-Tak mówisz?
-Tak, ty też mi się podobasz
-Wiem, zauważyłam - zaśmiała się
-Jesteś bardzo pewna siebie, wiesz ?
-W tym mój urok. Ale naprawdę muszę już iść, mam coś do załatwienia
-Czyli widzimy się jutro na meczu ?
-Tak. Do zobaczenia. Jak strzelisz gola, to nawet pomyślę o tym, żeby zaprosić cię do siebie na herbatę
-Lepszej motywacji nie mogłem sobie wymarzyć
-Już się tak Goetze nie podlizuj. Do zobaczenia jutro - musnęła delikatnie jego policzek i wyszła z pokoju. Sprawdził, czy aby na pewno go nie widzi i podskoczył z krzesełka do góry, unosząc pięści w geście zwycięstwa. Uśmiech nie schodził z jego twarzy, miał ochotę krzyczeć z radości. Nie mógł doczekać się jutrzejszego meczu, wiedział, że musi zdobyć dla niej bramkę. Wcześniej myślał, że Nereida jest ideałem, mylił się, jest jego życiowym ideałem i zrobi wszystko, aby spędziła z nim, kto wie, być może nawet resztę życia. W końcu mógł o sobie powiedzieć "Jestem szczęśliwym człowiekiem' i nie musiał nic udawać.
***
Marco z dnia na dzień czuł się coraz lepiej. Leczenie przebiegało zgodnie z planem i w najbliższym czasie miał rozpocząć już rehabilitację. Codziennie odwiedzali go przyjaciele z drużyny, oprócz tego fani, poprzez filmiki nadsyłane przez internet i listy, z życzeniami szybkiego powrotu do zdrowia, stanowili dla niego ogromne wsparcie. Skończył niedawno jeść kolację i zajął się przeglądaniem swojej strony internetowej. Nie spodziewał się już żadnych gości, więc zaplanował czat z fanami, który miał się rozpocząć się za jakiś czas.
-Mogę ? - w drzwiach sali stanął, chwiejąc się i przytrzymując futryny Martinez
-A ciebie co tu sprowadza ? Nie powinieneś być na bankiecie z moją siostrą ?
-Przepraszam, ja tak bardzo mocno przepraszam.. - podszedł z trudem do jego łóżka i opadł na krzesło
-Jesteś kompletnie pijany
-Ja nie chciałem, naprawdę nie chciałem
-Ale co się stało ?
-Skrzywdziłem ją, znowu ją skrzywdziłem
-Co zrobiłeś Melanie ? - poderwał się
-Ja...ja nie mogłem, po prostu nie mogłem...
-O czym ty mówisz do cholery ? Co z nią ?
-Nie wiem, wybiegła
-Co jej zrobiłeś ? !
-Muszę ci coś powiedzieć
-Co zrobiłeś do kurwy mojej siostrze ? !
-Spokojnie....powiedziałem jej, że mam żonę i dziecko....
-Jesteś żonaty ? !
-Nie...
-Więc o co do cholery chodzi ?
-Jestem chory. Mam HIV. Jestem pieprzonym nosicielem wirusa...
-Słucham ?
-Moja matka mnie takiego urodziła, jestem taki od samego początku....
-Więc po cholerę ta bajeczka z małżeństwem ?
-Nie mogłem się z nią przespać, zaraziłbym ją...
-Powiedz jej, że jesteś chory. Spieprzyłeś to, cholernie spieprzyłeś
-Wiem. Ona mnie teraz nienawidzi...
-I nie odbiera. Jeśli coś sobie przez ciebie zrobi, to przysięgam, zabiję cię
-Ja nie chciałem, naprawdę
-Świetnie, ale zamiast jej szukać ty zalałeś się w trupa, zajebiście odpowiedzialnie
-Ja ją kocham, ja tego nie chciałem, nic z tego nie chciałem.... - z racji krążącego w żyłach alkoholu rozpłakał się niczym małe dziecko
-Na kłamstwie nigdy daleko nie zajedziesz, powinieneś się tego nauczyć
-Co ja mam teraz zrobić ?
-Najlepiej zejść mi z oczu, bo zaraz cię zabiję
-Ja ją kocham, no kocham ją....ale jestem chory, i nigdy nie będzie mogła uprawiać ze mną seksu, ja tak nie chcę...mi na niej za bardzo zależy...
-Nie jęcz mi tutaj tylko wyjdź
-I nikt o tym nie wie, i ja się boję że to teraz wyjdzie, że ja będę skończony
-I tak jesteś, bo zachowałeś się jak ostatni debil. Wyjdź i znajdź moją siostrę, bo cię zabiję
-Ale jestem pijany....
-Mnie to nie interesuje, idź i przywieź ją do mnie. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak cholernie ją zraniłeś. A ona ma naprawdę słabą psychikę, boję się, że mogła sobie coś zrobić
-Nie, nie mogła...nie przeze mnie
-Wyjdź idioto i się tym zajmij, proszę....mnie stąd nie wypuszczą
-Mhy...idę, znajdę ją....przepraszam
-I tak cię nienawidzę po tym co zrobiłeś
-Przepraszam, przepraszam....
-Wyjdź powiedziałem ! !
-Przepraszam.... - wyszeptał jeszcze i opuścił salę. Napisał wiadomość do kilku przyjaciół, aby pomogli mu w poszukiwaniach Melanie. Był zbyt pijany, żeby cokolwiek sam wskórać. Zupełnie nie wiedział co dalej z tym zrobić. Nie chciał krzywdzić siostry Reusa, z drugiej strony, nie potrafił bez niej żyć. Żałował, że wymyślił jej bajkę o żonie i dziecku, nie zdawał sobie sprawy, że tak bardzo ją tym zrani. Musiał ją znaleźć. Modlił się w duchu, aby nic się jej nie stało. W innym wypadku sam się zabije. Tego był pewien. I tak nikt by po nim nie płakał. Wsiadł do taksówki i podał kierowcy adres mieszkania dziewczyny, licząc, że ją w nim zastanie. W końcu musiało być dobrze, zbyt wiele razem przeszli, aby skończyło się to w taki sposób.
Bardzo, ale to bardzo was przepraszam, że dodaję rozdział dopiero teraz. Naprawdę zupełnie nie miałam wcześniej czasu, przez zamieszanie ze studenckim życiem i mieszkaniem. Na szczęście wszystko powoli zaczęło się jakoś układać no i co ważne mam internet. Nadrobiłam wszystkie zaległości na waszych blogach, nawet nie wiecie jak bardzo brakowało mi waszej twórczości. Mam nadzieję, że nie straciłam wszystkich czytelniczek i ktokolwiek tu od czasu do czasu zagląda i zostawi po sobie ślad. Dziękuję wam za to, że jesteście. Jeszcze raz przepraszam, w ramach rekompensaty rozdział dłuższy niż zwykle. Poza tym wkrótce pojawi się kolejny, obiecuję jakoś odkupić swoje winy. Cóż, jeszcze raz dzięki za wszystko, pozdrawiam i życzę miłego czytania. Kocham was, ale to już wiecie. Buziaki : *
czwartek, 26 września 2013
10. ' Heavy in your arms...'
Uśmiechnęła się do męża, machając mu na pożegnanie. Przed wyjściem na trening Robert zadzwonił do większości kolegów, aby podzielić się z nimi swoją radością. Nie spodziewała się, że aż tak entuzjastycznie przyjmie wiadomość o jej ciąży. Łatwo było nim manipulować, był w nią zapatrzony niczym w ósmy cud świata. Dobrze grała, wiedziała jak go podejść, dlatego bez problemu uwierzył jej a nie Szczęsnemu. Następnym razem, będzie musiała jednak bardziej uważać, wystarczająco nadszarpnęła zaufania piłkarza.
-Odjechał - uśmiechnęła się do Dominika - Mamy chwilę czasu tylko dla siebie - rozpromieniona przyciągnęła go do siebie
-Na pewno niczego nie podejrzewa ?
-Nie sądzę. Połknie każdą bajkę, jaką mu sprzedamy
-Tak jak tą o ciąży ? - posadził ja na swoich kolanach - Po mistrzowsku to rozegrałaś, wiesz ?
-Biedak jest pewien, że zostanie ojcem. Widziałeś, jak cię cieszył ?
-To chyba dobrze. Wyciągniemy od niego jeszcze więcej forsy
-A potem gdzieś wyjdziemy, tylko ja i ty - pocałowała go
-Musimy jeszcze się jakoś pozbyć Wojtka...
-O to się nie martw, zrobię wszystko, żeby mój kochany mąż go znienawidził
-Oby ten teatrzyk szybko się skończył - westchnął - Nie mogę patrzyć na to, jak go całujesz...
-Zazdrośnik - roześmiała się - Potem będę tylko twoja, przecież wiesz
-Po co ty w ogóle za niego wychodziłaś, co ?
-Bo zanim poznałam ciebie, wydawało mi się, że go kocham
-Potrzebujesz faceta, a nie naiwniaka
-Dlatego siedzę tu teraz z tobą, a on zarabia na nas, kopiąc bezsensownie w piłkę
-Nie chciał od ciebie intercyzy ?
-Od swojej najukochańszej i najważniejszej na świecie żony ? No proszę cię
-Trzeba wrobić go w rozwód z jego winy...
-Coś wymyślimy, ma przecież słabą głowę
-Biedna Ania zostanie przez niego zdradzona ?
-Będę miała dobry pretekst, aby go rzucić. No i sąd będzie wtedy po mojej stronie
-A co z dzieckiem ? Będzie się wychowywać bez ojca ?
-Dziecko zaraz mi zrobisz - pocałowała go - Urządzimy dzisiaj wieczorem imprezę. Moje koleżanki postarają się o to, aby Lewandowski się im nie oparł
-Co, jeśli nawet po pijaku cię nie zdradzi ?
-Nie myśl o tym. Będzie tak, jak sobie zaplanowaliśmy
-I będziesz załamana płakać wieczorami do poduszki ? Tylko samobójstwa nie popełnił - zaśmiał się
-To nie jest taki zły pomysł. Taka nieudana próba samobójcza dobrze mi zrobi
-On się po tym nie pozbiera. I finansowo i psychicznie
-Czy nie o to nam chodzi ?
-Właśnie dlatego cię kocham
-A ja cóż, znajdę pocieszenie w twoich ciepłych ramionach. Majorka ? Wenecja ? Sycylia ? Stany ?
-Co tylko zechcesz. Wydawanie pieniędzy twojego męża może być całkiem przyjemne
-Za głupotę trzeba płacić - uśmiechnęła się - Mamy tylko kilka godzin, nie traćmy czasu - wyszeptała mu wymownie do ucha, a chwilę później znaleźli się w sypialni.
***
Mario rozglądał się wokół, oczekując na powrót do stolika swojej rozmówczyni. Na sali słychać było śmiech i żarty jego kolegów, większość, po wypiciu kilku drinków, rozluźniła się na tyle, aby nie czuć spięcia w obecności sponsorów i innych biznesmenów związanych z klubem.
-Dorada królewska pieczona - usłyszał obok siebie i lekko się przesunął, aby zrobić kelnerce miejsce
-Dziękuję - uśmiechnął się życzliwie, gdy postawiła talerz na stole - Stop. Nereida ?
-Chyba tak mam na imię
-Co ty tu robisz?
-Byłam tu z tobą umówiona. Jakąś godzinę temu. Wybacz, ale wasz bankiet wypadł zupełnie niespodziewanie
-Pracujesz tutaj ?
-Nigdy nie mówiłam, że jestem bogatą, modnie ubraną modelką
-Usiądź, porozmawiamy na spokojnie w końcu
-Nie jestem tutaj dla rozrywki. Mam swoje obowiązki, które muszę wykonać
-Świat się chyba nagle nie zawali, jeśli zrobisz sobie chwilkę przerwy, hm?
-Świat nie. Ale moja wypłata tak
-Zapłacę ci, albo pogadam z twoim szefem
-Widzisz, myślisz, że wszystko chcesz załatwić poprzez znajomości. Dlatego właśnie cię nie lubię
-Chciałem po prostu pomóc
-Właściwie to czemu nie, jest jeszcze kilka stolików do obsłużenia
-Czyli mam porozmawiać z twoim szefem, tak ? Masz do niego jakiś kontakt ?
-Nie, masz zdjąć marynarkę i pójść za mną
-Nie bardzo rozumiem...
-Chciałeś pomóc, to masz ku temu okazję
-Idziemy na górę, tak ? Tam możesz mnie rozebrać, nie ma problemu, bardzo chętnie...
-Chodź - uśmiechnęła się i pociągnęła go za sobą za rękę
-Wiesz, w sumie to myślałem, że będziesz dłużej się opierać...tj. cieszę się, że pójdziesz ze mną do łóżka, bo od początku mi się podobasz, ale bałem się, że będę musiał się z tym namęczyć. Zdałem poprzedni test czy tak działają na ciebie faceci w garniturach ? Bo wiesz, właściwie to mam ich w szafie naprawdę sporo, mogę się dla ciebie tak ubierać, skoro to tak cię podnieca...
-Zamknij się w końcu - urwała krótko, ściągając mu marynarkę i podwijając do góry rękawy jego koszuli
-Chcesz to robić w kuchni ? Tak przy ludziach ? Jeśli cię to kręci, to właściwie nie ma problemu...
-Trzymaj - podała mu kilka talerzy - Stolik numer 5 - uśmiechnęła się -No co tak na mnie patrzysz, jakbym ci matkę naleśnikiem zabiła ? Pomożesz mi to szybciej się wyrobię
-Ale...trochę nie tego się spodziewałem
-Naprawdę liczyłeś, że pójdę z tobą do łóżka ? Zapomnij. Mówiłam ci przecież, że mi się nie podobasz. Poza tym, nawet nie byliśmy jeszcze na randce
-A będziemy ?
-Zastanowię się. Ale na seks nie licz, masz od tego swoje napalone dziewczynki. Naya chyba też jest na ciebie chętna, skorzystaj z okazji
-Co, jeśli wolę ciebie ?
-Długo nie wytrwasz. A teraz idź i ich obsłuż, bo sama też mam sporo pracy
-Ale to moi znajomi...
-W czym problem ? Żadna praca nie hańbi
-Znowu będą się ze mnie śmiali...
-W takim razie nie masz co liczyć na to, że poznamy się bliżej. Nie szanuję ludzi, którzy drwią z innych
-Ja tego nie robię...
-Ale twoi kumple tak. Więc jak ? Idziesz tam czy mam zabrać od ciebie te talerze ?
-Idę. Ale nie mam doświadczenia, nie chcę ich potłuc...
-Poradzisz sobie. Ja wracam do pracy, te wszystkie talerze mają znaleźć się na stoliku numer 5
-A ty ?
-Ja będę obsługiwać stolik obok
-A później się spotkamy, tak ?
-Bardzo prawdopodobne
-W takim razie, życzę miłej pracy - uśmiechnął się, zabrał talerze i zaczął obsługiwać wskazany przez Nereidę stolik
-Co Mario, zmieniłeś profesję ? - roześmiał się wraz z innymi Marcel
-Zamknijcie się. Życzę smacznego - rozstawiał potrawy, nie zwracając uwagi na docinki
-To z miłości do Helgi, tak ?
-Helga nie istnieje, ale to inna bajka. Nudzi mi się, więc was obsługuję, co w tym złego ?
-Jaki ty się ostatnio dobry zrobiłeś, zakochałem się w tobie - uśmiechnął się czule Bender
-To Marco miał wypadek i uderzył się w głowę, nie ty - zaśmiał się Mats
-Potem i tak wszyscy będzie mi zazdrościć
-Posady kelnerskiej ?
-Nie, kelnerki przy stoliku obok
-Mario się stara dla dziewczyny, proszę państwa, co to się porobiło. Gdzie cię podmienili Goetze, co ? - zaśmiał się Piszczek
-Zrozumiałem to i owo. Ale nie będę prowadził z wami tej konwersacji, wybaczcie, lecz mam ciekawsze rzeczy do roboty. Życzę smacznego - pokłonił się ze śmiechem i wrócił do kuchni. Uśmiech na jego twarzy pojawił się na myśl o spotkaniu sam na sam z Nereidą. Zupełnie nie wiedział dlaczego, ale za wszelką cenę pragnął bliskości z tą dziewczyną. Miłość ? Jeszcze nie. Ale czymkolwiek było to uczucie, zdecydowanie zaczynało mu się podobać.
***
Usiadła na ławce, nie wiedząc co dalej robić. Nie spodziewała się aż tak ostrej reakcji ze strony ojca, myślała, że wciąż jest jego ukochaną jedynaczką, dla której zrobi wszystko. Mocno się zmienił, odkąd znalazł sobie nową kobietę. Naya nie miała jej jeszcze okazji poznać, a już jej nienawidziła. Wyciągnęła z torebki lusterko i musnęła błyszczykiem usta, ukradkiem obserwując samochód, który zatrzymał się pod klubem. Ze środka sportowego auta wyłonił się zadowolony Martinez, obejmując jakąś drobną, szczupłą brunetkę. No tak, Melanie Reus, dziewczyna, z którą od kilku lat rywalizowała o pozycję najpopularniejszej dziewczyny w szkole. Lepszej motywacji nie mogła sobie wymarzyć.
-Jak zwykle spóźniona - uśmiechnęła się, podchodząc do dziewczyny
-Powiedziałabym, że cieszę się, że cię widzę... Ale nie lubię kłamać - westchnęła - Możesz zejść nam z drogi ? Bo twoja domena to jak zwykle pchanie się tam, gdzie cię nikt nie chce
-Nie jesteśmy w szkole, nie musimy tu rywalizować. Poza tym, ktoś kiedyś musi wyciągnąć rękę na zgodę, prawda ?
-I nagle, jakże miłosierna ty, chcesz nas pojednać ? Klękajcie narody
-Myślałam bardziej o tym, żeby połączyć wspólnie siły i stać się potęgą
-Idź i napisz o tym Hitlerowi, mnie to nie jara
-Po prostu....chciałam cię za wszystko przeprosić
-I ja mam ci w to niby uwierzyć, tak ? Daruj sobie
-Słyszałam ostatnio o tym, co się stało....z Marco już wszystko w porządku ?
-Nawet jeśli tak, to tobie nic do tego. Wpadłaś sama czy z tatusiem ? Chociaż, domyślam się jak brzmi odpowiedź, za pewne wstydzi się takiej córeczki i zrezygnował z bankietu
-Jest tutaj ze mną. Na pewno uciesz się, że przyszłaś
-Przepraszam, że się wtrącam...ale może wejdziemy do środka, co ? Bo i tak jesteśmy spóźnieni - uśmiechnął się ciepło Martinez, zmieszany zaistniałą sytuacją
-A, właśnie. Nie przedstawiłam się, jestem Naya - wyciągnęła rękę w kierunku chłopaka - Cieszę się, że cię mogę poznać. Świetny mecz przeciwko Bayernowi
-On gra w, a nie przeciwko Bayernie ty głupia idiotko ! - oburzyła się natychmiast Melanie
-Chodzi mi o Bayer Leverkusen. Javi strzelił dwa gole, dając tym samym prowadzenie w grupie dla Monachium
-Tak jakoś wyszło... - uśmiechnął się - Znasz się na piłce nożnej ?
-Jasne, mój tata od lat w tym siedzi, więc trudno było się tym nie zarazić. Poza tym, nie ukrywam, że jesteś jednym z moich ulubionych piłkarzy - mrugnęła do niego
-Naprawdę? W takim razie bardzo mi miło. To zaszczyt, że tak piękna kobieta jest mną zainteresowana - uśmiechnął się
-Przypominam, że jesteśmy spóźnieni i że bardzo, bardzo się nam spieszy - Melanie pociągnęła go za sobą za rękę, prawie na siłę wdzierając go do środka - Możesz przestać ślinić się na jej widok, co?
-Jesteś o mnie zazdrosna ?
-Ja ? O ciebie ? Nie schlebiaj sobie. Przecież się umawialiśmy, jesteśmy tylko przyjaciółmi
-Więc chyba nie masz nic przeciwko temu, abym bliżej poznał Naye, co ?
-Oczywiście, że mam. To głupia, tępa i pusta idiotka, która myśli, że za kasę tatusia może kupić wszystko
-Czyli dokładnie taka sama jak ty, kiedy pierwszy raz cię poznałem
-Idź sobie do niej, proszę bardzo. W ogóle cię nie zatrzymuję.
-Foch ? Słodko - pocałował ją w czubek nosa - Może zajmiemy miejsce przy stoliku, hm ?
-Nie będę z tobą siedzieć przy jednym stoliku, idź sobie do tamtej, porozmawiacie sobie o tym jak wspaniałym i cudownym piłkarzem jesteś
-A nie jestem ?
-Nie wiem, nie interesuje mnie to. Ty też mnie nie interesujesz - skrzyżowała na piersiach ramiona, odwracając uniesioną głowę w przeciwnym kierunku
-Słodko się złościsz, wiesz ? - wziął ją za rękę - Darujmy sobie ten bankiet. Jest piękna, ciepła noc. Wykorzystajmy to.
-Tylko jedno ci w głowie Martinez..
-Masz na myśli romantyczny spacer we dwoje ? Jeśli tak, to zgadłaś i faktycznie czytasz w moich myślach
-O, Mats do mnie maha. Chyba chce, żebym się do niego dosiadła - uśmiechnęła się, biorąc z tacki lampkę szampana i kierując się w stronę stolika Hummelsa
-A ja to co ?
-Pobawmy się trochę osobno. Potem możemy się stąd urwać
-Nie chcę, żeby on się do ciebie szczerzył...
-A co, jesteś o mnie zazdrosny ?
-Ja ? Dlaczego ? Nie schlebiaj sobie. Przecież jesteśmy tylko przyjaciółmi
-Mógłbyś sam coś wymyślić, a nie kopiować moje słowa, wiesz ?
-Ależ nie ma takiej potrzeby, idealnie zobrazowałaś w nich relację, które nas łączą
-Tylko przyjaciele
-Dokładnie. Tylko i wyłącznie
-Ale wydrapałabym oczy tamtej jędzy, gdyby tylko się do ciebie zbliżyła
-A ja połamałbym Hummelsowi nogi, gdyby tylko jeszcze raz zaprosił cię do swojego stolika
-Podobasz mi się w tym garniturze, do twarzy ci w nim. Oczywiście, jako przyjacielowi
-Twoje oczy błyszczą wraz z twoją piękną kreacją. Mam ochotę iść z tobą na górę. Oczywiście, jako z przyjaciółką
-Myślisz, że przyjaciele mogą uprawiać seks ?
-Tak wyjątkowi jak my owszem
-Tęskniłam za tobą Javi - uśmiechnęła się, patrząc mu w oczy
-Jestem i nigdzie się nie wybieram - delikatnie ją pocałował
-Naya nas widziała ?
-Aha, czyli o to chodziło ? - zaśmiał się - Powinienem się obrazić
-Po prostu zaznaczam swój teren
-Jako przyjaciółka
-Dokładnie, jako przyjaciółka
-Chodźmy - wziął ją delikatnie za rękę i skierował się do apartamentów na górze. Szybko otworzył drzwi pokoju i już w drodze do sypialni zaczął pozbywać się garderoby dziewczyny. Była rozgrzana a jej ciało drżało za każdym razem, kiedy go dotykał. Czując jej delikatne dłonie na swoich plecach, delektował się gęsią skórką przyjemności, jaka przebiegła wzdłuż jego ciała. Otworzył stojącego na szafce obok szampana, powolnymi ruchami wylewając zawartość butelki na jej ciało. Musująca ciecz oblewała je, potęgując kolejną dozę przyjemności. Zamruczała cicho, czując przyjemny chłód. Martinez przez cały czas patrzył jej głęboko w oczy, traktując jej ciało z wyjątkową czułością i delikatnością. Sprawiał, że czuła się jak księżniczka, jak najpiękniejsza i najważniejsza kobieta na świecie...
-Ja...przepraszam, ale nie mogę tego zrobić... - niespodziewanie Martinez podniósł się do pozycji siedzącej
-Ale...jak ? O co chodzi ? Nie podobam ci się ? Nie podnieca cię moje ciało ? No tak, wiem, jestem gruba, ale...
-Nie, to nie chodzi o to. Jesteś najpiękniejszą kobietą na świecie. Ale zanim to ze mną zrobisz, chciałbym, żebyś o czym wiedziała
-Tak ?
-Melanie...bo...bo ja .... - wpatrywał się w podłogę, nerwowo strzelając kostkami palców. Zupełnie nie wiedział jej jej to powiedzieć. Zależało mu na niej, dlatego obawiał się jej reakcji. Od tego co zaraz od niego usłyszy zależało nie tylko jego, ale przede wszystkim jej dalsze życie...
Dziękuję za wszystkie komentarze, niezmiernie się cieszę, że czytacie moje wypociny. A już w ogóle nie mówiąc o tym, jak bardzo raduje się moje serducho, że się wam to co tworzę podoba. Oddaję w wasze ręce rozdział 10, taki mały jubileusz prawie. Kolejny rozdział przewiduję już w sobotę. A tymczasem zapraszam do czytania i komentowania. Jeszcze raz dzięki, że ze mną jesteście i motywujecie mnie do pisania. To dzięki wam w mojej głowie przejawia się tysiąc pomysłów i dzięki wam co wieczór myślę nad tym, co mogłoby się pojawić w kolejnym odcinku. Powtórzę się, ale was uwielbiam ! < 3 Bez was nie byłoby tego opowiadania :) Ale, już się tyle nie rozpisuję, pozdrawiam i ściskam mocno i cieplutko : *
-Odjechał - uśmiechnęła się do Dominika - Mamy chwilę czasu tylko dla siebie - rozpromieniona przyciągnęła go do siebie
-Na pewno niczego nie podejrzewa ?
-Nie sądzę. Połknie każdą bajkę, jaką mu sprzedamy
-Tak jak tą o ciąży ? - posadził ja na swoich kolanach - Po mistrzowsku to rozegrałaś, wiesz ?
-Biedak jest pewien, że zostanie ojcem. Widziałeś, jak cię cieszył ?
-To chyba dobrze. Wyciągniemy od niego jeszcze więcej forsy
-A potem gdzieś wyjdziemy, tylko ja i ty - pocałowała go
-Musimy jeszcze się jakoś pozbyć Wojtka...
-O to się nie martw, zrobię wszystko, żeby mój kochany mąż go znienawidził
-Oby ten teatrzyk szybko się skończył - westchnął - Nie mogę patrzyć na to, jak go całujesz...
-Zazdrośnik - roześmiała się - Potem będę tylko twoja, przecież wiesz
-Po co ty w ogóle za niego wychodziłaś, co ?
-Bo zanim poznałam ciebie, wydawało mi się, że go kocham
-Potrzebujesz faceta, a nie naiwniaka
-Dlatego siedzę tu teraz z tobą, a on zarabia na nas, kopiąc bezsensownie w piłkę
-Nie chciał od ciebie intercyzy ?
-Od swojej najukochańszej i najważniejszej na świecie żony ? No proszę cię
-Trzeba wrobić go w rozwód z jego winy...
-Coś wymyślimy, ma przecież słabą głowę
-Biedna Ania zostanie przez niego zdradzona ?
-Będę miała dobry pretekst, aby go rzucić. No i sąd będzie wtedy po mojej stronie
-A co z dzieckiem ? Będzie się wychowywać bez ojca ?
-Dziecko zaraz mi zrobisz - pocałowała go - Urządzimy dzisiaj wieczorem imprezę. Moje koleżanki postarają się o to, aby Lewandowski się im nie oparł
-Co, jeśli nawet po pijaku cię nie zdradzi ?
-Nie myśl o tym. Będzie tak, jak sobie zaplanowaliśmy
-I będziesz załamana płakać wieczorami do poduszki ? Tylko samobójstwa nie popełnił - zaśmiał się
-To nie jest taki zły pomysł. Taka nieudana próba samobójcza dobrze mi zrobi
-On się po tym nie pozbiera. I finansowo i psychicznie
-Czy nie o to nam chodzi ?
-Właśnie dlatego cię kocham
-A ja cóż, znajdę pocieszenie w twoich ciepłych ramionach. Majorka ? Wenecja ? Sycylia ? Stany ?
-Co tylko zechcesz. Wydawanie pieniędzy twojego męża może być całkiem przyjemne
-Za głupotę trzeba płacić - uśmiechnęła się - Mamy tylko kilka godzin, nie traćmy czasu - wyszeptała mu wymownie do ucha, a chwilę później znaleźli się w sypialni.
***
Mario rozglądał się wokół, oczekując na powrót do stolika swojej rozmówczyni. Na sali słychać było śmiech i żarty jego kolegów, większość, po wypiciu kilku drinków, rozluźniła się na tyle, aby nie czuć spięcia w obecności sponsorów i innych biznesmenów związanych z klubem.
-Dorada królewska pieczona - usłyszał obok siebie i lekko się przesunął, aby zrobić kelnerce miejsce
-Dziękuję - uśmiechnął się życzliwie, gdy postawiła talerz na stole - Stop. Nereida ?
-Chyba tak mam na imię
-Co ty tu robisz?
-Byłam tu z tobą umówiona. Jakąś godzinę temu. Wybacz, ale wasz bankiet wypadł zupełnie niespodziewanie
-Pracujesz tutaj ?
-Nigdy nie mówiłam, że jestem bogatą, modnie ubraną modelką
-Usiądź, porozmawiamy na spokojnie w końcu
-Nie jestem tutaj dla rozrywki. Mam swoje obowiązki, które muszę wykonać
-Świat się chyba nagle nie zawali, jeśli zrobisz sobie chwilkę przerwy, hm?
-Świat nie. Ale moja wypłata tak
-Zapłacę ci, albo pogadam z twoim szefem
-Widzisz, myślisz, że wszystko chcesz załatwić poprzez znajomości. Dlatego właśnie cię nie lubię
-Chciałem po prostu pomóc
-Właściwie to czemu nie, jest jeszcze kilka stolików do obsłużenia
-Czyli mam porozmawiać z twoim szefem, tak ? Masz do niego jakiś kontakt ?
-Nie, masz zdjąć marynarkę i pójść za mną
-Nie bardzo rozumiem...
-Chciałeś pomóc, to masz ku temu okazję
-Idziemy na górę, tak ? Tam możesz mnie rozebrać, nie ma problemu, bardzo chętnie...
-Chodź - uśmiechnęła się i pociągnęła go za sobą za rękę
-Wiesz, w sumie to myślałem, że będziesz dłużej się opierać...tj. cieszę się, że pójdziesz ze mną do łóżka, bo od początku mi się podobasz, ale bałem się, że będę musiał się z tym namęczyć. Zdałem poprzedni test czy tak działają na ciebie faceci w garniturach ? Bo wiesz, właściwie to mam ich w szafie naprawdę sporo, mogę się dla ciebie tak ubierać, skoro to tak cię podnieca...
-Zamknij się w końcu - urwała krótko, ściągając mu marynarkę i podwijając do góry rękawy jego koszuli
-Chcesz to robić w kuchni ? Tak przy ludziach ? Jeśli cię to kręci, to właściwie nie ma problemu...
-Trzymaj - podała mu kilka talerzy - Stolik numer 5 - uśmiechnęła się -No co tak na mnie patrzysz, jakbym ci matkę naleśnikiem zabiła ? Pomożesz mi to szybciej się wyrobię
-Ale...trochę nie tego się spodziewałem
-Naprawdę liczyłeś, że pójdę z tobą do łóżka ? Zapomnij. Mówiłam ci przecież, że mi się nie podobasz. Poza tym, nawet nie byliśmy jeszcze na randce
-A będziemy ?
-Zastanowię się. Ale na seks nie licz, masz od tego swoje napalone dziewczynki. Naya chyba też jest na ciebie chętna, skorzystaj z okazji
-Co, jeśli wolę ciebie ?
-Długo nie wytrwasz. A teraz idź i ich obsłuż, bo sama też mam sporo pracy
-Ale to moi znajomi...
-W czym problem ? Żadna praca nie hańbi
-Znowu będą się ze mnie śmiali...
-W takim razie nie masz co liczyć na to, że poznamy się bliżej. Nie szanuję ludzi, którzy drwią z innych
-Ja tego nie robię...
-Ale twoi kumple tak. Więc jak ? Idziesz tam czy mam zabrać od ciebie te talerze ?
-Idę. Ale nie mam doświadczenia, nie chcę ich potłuc...
-Poradzisz sobie. Ja wracam do pracy, te wszystkie talerze mają znaleźć się na stoliku numer 5
-A ty ?
-Ja będę obsługiwać stolik obok
-A później się spotkamy, tak ?
-Bardzo prawdopodobne
-W takim razie, życzę miłej pracy - uśmiechnął się, zabrał talerze i zaczął obsługiwać wskazany przez Nereidę stolik
-Co Mario, zmieniłeś profesję ? - roześmiał się wraz z innymi Marcel
-Zamknijcie się. Życzę smacznego - rozstawiał potrawy, nie zwracając uwagi na docinki
-To z miłości do Helgi, tak ?
-Helga nie istnieje, ale to inna bajka. Nudzi mi się, więc was obsługuję, co w tym złego ?
-Jaki ty się ostatnio dobry zrobiłeś, zakochałem się w tobie - uśmiechnął się czule Bender
-To Marco miał wypadek i uderzył się w głowę, nie ty - zaśmiał się Mats
-Potem i tak wszyscy będzie mi zazdrościć
-Posady kelnerskiej ?
-Nie, kelnerki przy stoliku obok
-Mario się stara dla dziewczyny, proszę państwa, co to się porobiło. Gdzie cię podmienili Goetze, co ? - zaśmiał się Piszczek
-Zrozumiałem to i owo. Ale nie będę prowadził z wami tej konwersacji, wybaczcie, lecz mam ciekawsze rzeczy do roboty. Życzę smacznego - pokłonił się ze śmiechem i wrócił do kuchni. Uśmiech na jego twarzy pojawił się na myśl o spotkaniu sam na sam z Nereidą. Zupełnie nie wiedział dlaczego, ale za wszelką cenę pragnął bliskości z tą dziewczyną. Miłość ? Jeszcze nie. Ale czymkolwiek było to uczucie, zdecydowanie zaczynało mu się podobać.
***
Usiadła na ławce, nie wiedząc co dalej robić. Nie spodziewała się aż tak ostrej reakcji ze strony ojca, myślała, że wciąż jest jego ukochaną jedynaczką, dla której zrobi wszystko. Mocno się zmienił, odkąd znalazł sobie nową kobietę. Naya nie miała jej jeszcze okazji poznać, a już jej nienawidziła. Wyciągnęła z torebki lusterko i musnęła błyszczykiem usta, ukradkiem obserwując samochód, który zatrzymał się pod klubem. Ze środka sportowego auta wyłonił się zadowolony Martinez, obejmując jakąś drobną, szczupłą brunetkę. No tak, Melanie Reus, dziewczyna, z którą od kilku lat rywalizowała o pozycję najpopularniejszej dziewczyny w szkole. Lepszej motywacji nie mogła sobie wymarzyć.
-Jak zwykle spóźniona - uśmiechnęła się, podchodząc do dziewczyny
-Powiedziałabym, że cieszę się, że cię widzę... Ale nie lubię kłamać - westchnęła - Możesz zejść nam z drogi ? Bo twoja domena to jak zwykle pchanie się tam, gdzie cię nikt nie chce
-Nie jesteśmy w szkole, nie musimy tu rywalizować. Poza tym, ktoś kiedyś musi wyciągnąć rękę na zgodę, prawda ?
-I nagle, jakże miłosierna ty, chcesz nas pojednać ? Klękajcie narody
-Myślałam bardziej o tym, żeby połączyć wspólnie siły i stać się potęgą
-Idź i napisz o tym Hitlerowi, mnie to nie jara
-Po prostu....chciałam cię za wszystko przeprosić
-I ja mam ci w to niby uwierzyć, tak ? Daruj sobie
-Słyszałam ostatnio o tym, co się stało....z Marco już wszystko w porządku ?
-Nawet jeśli tak, to tobie nic do tego. Wpadłaś sama czy z tatusiem ? Chociaż, domyślam się jak brzmi odpowiedź, za pewne wstydzi się takiej córeczki i zrezygnował z bankietu
-Jest tutaj ze mną. Na pewno uciesz się, że przyszłaś
-Przepraszam, że się wtrącam...ale może wejdziemy do środka, co ? Bo i tak jesteśmy spóźnieni - uśmiechnął się ciepło Martinez, zmieszany zaistniałą sytuacją
-A, właśnie. Nie przedstawiłam się, jestem Naya - wyciągnęła rękę w kierunku chłopaka - Cieszę się, że cię mogę poznać. Świetny mecz przeciwko Bayernowi
-On gra w, a nie przeciwko Bayernie ty głupia idiotko ! - oburzyła się natychmiast Melanie
-Chodzi mi o Bayer Leverkusen. Javi strzelił dwa gole, dając tym samym prowadzenie w grupie dla Monachium
-Tak jakoś wyszło... - uśmiechnął się - Znasz się na piłce nożnej ?
-Jasne, mój tata od lat w tym siedzi, więc trudno było się tym nie zarazić. Poza tym, nie ukrywam, że jesteś jednym z moich ulubionych piłkarzy - mrugnęła do niego
-Naprawdę? W takim razie bardzo mi miło. To zaszczyt, że tak piękna kobieta jest mną zainteresowana - uśmiechnął się
-Przypominam, że jesteśmy spóźnieni i że bardzo, bardzo się nam spieszy - Melanie pociągnęła go za sobą za rękę, prawie na siłę wdzierając go do środka - Możesz przestać ślinić się na jej widok, co?
-Jesteś o mnie zazdrosna ?
-Ja ? O ciebie ? Nie schlebiaj sobie. Przecież się umawialiśmy, jesteśmy tylko przyjaciółmi
-Więc chyba nie masz nic przeciwko temu, abym bliżej poznał Naye, co ?
-Oczywiście, że mam. To głupia, tępa i pusta idiotka, która myśli, że za kasę tatusia może kupić wszystko
-Czyli dokładnie taka sama jak ty, kiedy pierwszy raz cię poznałem
-Idź sobie do niej, proszę bardzo. W ogóle cię nie zatrzymuję.
-Foch ? Słodko - pocałował ją w czubek nosa - Może zajmiemy miejsce przy stoliku, hm ?
-Nie będę z tobą siedzieć przy jednym stoliku, idź sobie do tamtej, porozmawiacie sobie o tym jak wspaniałym i cudownym piłkarzem jesteś
-A nie jestem ?
-Nie wiem, nie interesuje mnie to. Ty też mnie nie interesujesz - skrzyżowała na piersiach ramiona, odwracając uniesioną głowę w przeciwnym kierunku
-Słodko się złościsz, wiesz ? - wziął ją za rękę - Darujmy sobie ten bankiet. Jest piękna, ciepła noc. Wykorzystajmy to.
-Tylko jedno ci w głowie Martinez..
-Masz na myśli romantyczny spacer we dwoje ? Jeśli tak, to zgadłaś i faktycznie czytasz w moich myślach
-O, Mats do mnie maha. Chyba chce, żebym się do niego dosiadła - uśmiechnęła się, biorąc z tacki lampkę szampana i kierując się w stronę stolika Hummelsa
-A ja to co ?
-Pobawmy się trochę osobno. Potem możemy się stąd urwać
-Nie chcę, żeby on się do ciebie szczerzył...
-A co, jesteś o mnie zazdrosny ?
-Ja ? Dlaczego ? Nie schlebiaj sobie. Przecież jesteśmy tylko przyjaciółmi
-Mógłbyś sam coś wymyślić, a nie kopiować moje słowa, wiesz ?
-Ależ nie ma takiej potrzeby, idealnie zobrazowałaś w nich relację, które nas łączą
-Tylko przyjaciele
-Dokładnie. Tylko i wyłącznie
-Ale wydrapałabym oczy tamtej jędzy, gdyby tylko się do ciebie zbliżyła
-A ja połamałbym Hummelsowi nogi, gdyby tylko jeszcze raz zaprosił cię do swojego stolika
-Podobasz mi się w tym garniturze, do twarzy ci w nim. Oczywiście, jako przyjacielowi
-Twoje oczy błyszczą wraz z twoją piękną kreacją. Mam ochotę iść z tobą na górę. Oczywiście, jako z przyjaciółką
-Myślisz, że przyjaciele mogą uprawiać seks ?
-Tak wyjątkowi jak my owszem
-Tęskniłam za tobą Javi - uśmiechnęła się, patrząc mu w oczy
-Jestem i nigdzie się nie wybieram - delikatnie ją pocałował
-Naya nas widziała ?
-Aha, czyli o to chodziło ? - zaśmiał się - Powinienem się obrazić
-Po prostu zaznaczam swój teren
-Jako przyjaciółka
-Dokładnie, jako przyjaciółka
-Chodźmy - wziął ją delikatnie za rękę i skierował się do apartamentów na górze. Szybko otworzył drzwi pokoju i już w drodze do sypialni zaczął pozbywać się garderoby dziewczyny. Była rozgrzana a jej ciało drżało za każdym razem, kiedy go dotykał. Czując jej delikatne dłonie na swoich plecach, delektował się gęsią skórką przyjemności, jaka przebiegła wzdłuż jego ciała. Otworzył stojącego na szafce obok szampana, powolnymi ruchami wylewając zawartość butelki na jej ciało. Musująca ciecz oblewała je, potęgując kolejną dozę przyjemności. Zamruczała cicho, czując przyjemny chłód. Martinez przez cały czas patrzył jej głęboko w oczy, traktując jej ciało z wyjątkową czułością i delikatnością. Sprawiał, że czuła się jak księżniczka, jak najpiękniejsza i najważniejsza kobieta na świecie...
-Ja...przepraszam, ale nie mogę tego zrobić... - niespodziewanie Martinez podniósł się do pozycji siedzącej
-Ale...jak ? O co chodzi ? Nie podobam ci się ? Nie podnieca cię moje ciało ? No tak, wiem, jestem gruba, ale...
-Nie, to nie chodzi o to. Jesteś najpiękniejszą kobietą na świecie. Ale zanim to ze mną zrobisz, chciałbym, żebyś o czym wiedziała
-Tak ?
-Melanie...bo...bo ja .... - wpatrywał się w podłogę, nerwowo strzelając kostkami palców. Zupełnie nie wiedział jej jej to powiedzieć. Zależało mu na niej, dlatego obawiał się jej reakcji. Od tego co zaraz od niego usłyszy zależało nie tylko jego, ale przede wszystkim jej dalsze życie...
Dziękuję za wszystkie komentarze, niezmiernie się cieszę, że czytacie moje wypociny. A już w ogóle nie mówiąc o tym, jak bardzo raduje się moje serducho, że się wam to co tworzę podoba. Oddaję w wasze ręce rozdział 10, taki mały jubileusz prawie. Kolejny rozdział przewiduję już w sobotę. A tymczasem zapraszam do czytania i komentowania. Jeszcze raz dzięki, że ze mną jesteście i motywujecie mnie do pisania. To dzięki wam w mojej głowie przejawia się tysiąc pomysłów i dzięki wam co wieczór myślę nad tym, co mogłoby się pojawić w kolejnym odcinku. Powtórzę się, ale was uwielbiam ! < 3 Bez was nie byłoby tego opowiadania :) Ale, już się tyle nie rozpisuję, pozdrawiam i ściskam mocno i cieplutko : *
niedziela, 22 września 2013
9. ' Wake me up when it's all over ...'
Wojtek zamarł w bezruchu, wpatrując się w Lenę. Słowa, które usłyszał od najlepszego przyjaciela bolały niczym cios żyletką prosto w serce. Na własnej skórze przekonał się, że to najbliższe osoby są w stanie zranić najbardziej. Chciał pomóc, a wyszło jak zwykle. Nie wymyślił sobie zdrady Anki, doskonale widział, jak całuje się z innym. Nie spodziewał się takiej reakcji ze strony Roberta. Myślał, że stanie po jego stronie, że mu uwierzy, a ten z premedytacją uderzył w najczulsze punkty.
-Lena...- wydukał dopiero po jakimś czasie, łamiącym głosem
-Powiedz mi jedno. Czy to co powiedział Robert, to prawda ?
-Nie...tj. w pewnym sensie nie
-Nie Wojtek, nie ma w pewnym sensie. Albo się o mnie założyłeś, albo nie
-Miałem w swoim życiu naprawdę bardzo wiele kobiet...jedne przychodziły, drugie odchodziły, trzecie na nowo nadchodziły. Nigdy nie byłem w żadnym stałym ani poważnym związku. Ale na tobie naprawdę zaczyna mi zależeć...jesteś po prostu inna, niż wszystkie inne dziewczyny...no wiesz...
-Spójrz mi w oczy i powiedz, że nie chodziło o zakład....
-Robert źle się wyraził. To wszystko wyglądało inaczej. Fakt, wtedy gdy wpadłem na ciebie w kawiarni...
-Wojtek - stanowczo mu przerwała - Prosiłam cię o coś. Tak czy nie ? Jedno słowo Wojtek. Tyle od ciebie wymagam. Jedno słowo. Tylko proszę, bądź szczery - uniosła głowę do góry, tak, aby ich spojrzenia się spotkały - Więc ? Założyłeś się o mnie ?
-Tak, ale...
-Nie ma ale. Tyle chciałam wiedzieć. Zupełnie tyle mi wystarczy - powiedziała chłodno, starając się powstrzymać napływające do oczy łzy. - Zapomnij Wojtek. O wszystkim - dodała jeszcze i wyszła z lokalu. Od razu za nią wybiegł, krzyczał, nawoływał, ale jej już nie było. Zniknęła, jakby zupełnie rozpływając się w powietrzu. Wcześniej Robert, a teraz ona. Dwie najważniejsze w jego życiu osoby znienawidziły go na przestrzeni kilku godzin. Zdecydowanie lepiej było, kiedy niczym się nie przejmował. Mógł korzystać z życia, nie zwracając uwagi na to, co pomyślą inni. Liczył się tylko i wyłącznie on, a wokół nie pojawiał się żaden problem. Teraz nastała w jego życia chwila, w której za wszelką cenę chciałby cofnąć czas. O te kilka godzin, najlepiej dni. Nie miał pojęcia co ze sobą zrobić. Kręcił się po mieście, obserwując napotkanych po drodze ludzi. Jedni spieszyli się do pracy, drudzy zadowoleni opuszczali mury zakładów, szkół i innych instytucji. Każdy z nich miał w życiu jakiś cel, marzenia, a jednocześnie coś, co go trapiło, przygnębiało i nie pozwalało odbić się od dna. Na świecie nigdy nie było i nie będzie sprawiedliwości. Ktoś ma wszystko, aby drugi nie miał nic. Z drugiej strony, karta ma zawsze się odwraca. Ta, z zapisem jego życia, właśnie przekręciła się w złym kierunku. Wyczerpał swój limit szczęścia i teraz tylko i wyłącznie od niego zależało to, co przyniesie mu los. Przede wszystkim nie chciał być teraz sam, musiał z kimś porozmawiać, wyżalić się, albo po prostu zatopić smutek w alkoholu, zalewając się w trupa. Złapał więc pierwszą - lepszą taksówkę, kierując się do domu Łukasza Piszczka.
-Akurat ciebie się tutaj nie spodziewałem - otworzył mu drzwi znajomy z klubu
-Musimy pogadać. To pilne
-Co, rękawice bramkarskie zgubiłeś ? - zaśmiał się, wpuszczając go do środka
-Chodzi o Roberta - zajął miejsce na sofie - Pokłóciliśmy się
-Dobrze wiesz, że za nim nie przepadam
-Anka go zdradza. A mi w to nie uwierzył
-Wydawało mi się, że są szczęśliwym małżeństwem
-Ta, ja też tak myślałem. Ale spotkałem ją dzisiaj w kawiarni z innym
-Wystarczyło po niego zadzwonić, nie sądzisz?
-Dzwoniłem. Nawet przyjechał. Ale mi nie uwierzył, połknął jej kit o tym, że to kuzyn
-Cóż no, zdarza się
-Mógłbyś chociaż udawać, że się tym przejąłeś, wiesz ?
-Dobrze wiesz, jaki jest Robert i jak bardzo się ostatnio zmienił. Nie jest już tym samym facetem, którego ja znam. Nie wiem, widocznie sława i związana z tym presja go przerosła
-Oj no, jest po prostu dość specyficzny, ale to dalej słodki Robercik, wierz mi
-Przykro mi, ale naprawdę nie wiem jak ci pomóc
-Przenocuj mnie dzisiaj i wystarczy, bo Lewy wyrzucił mnie z mieszkania
-Nie ma problemu, Ewa przygotuje dla ciebie pokój gościnny. Tylko u niej zdrady się nie doszukuj, ok ? - zaśmiał się
-Anka naprawdę wodzi Roberta za nos, a ja nie wiem jak mu to udowodnić
-Co, myślisz że mnie posłucha ? On nie liczy się ze zdaniem innych
-Wiem, że ostatnio może trochę gwiazdorzy, ale to naprawdę świetny facet no. Ty zawsze znajdujesz wyjście z każdej sytuacji, pomóż mi jakoś
-Znasz mnie, nie lubię się wtrącać w czyjeś sprawy, wolę zostać z boku
-Może tobie uwierzy, hm ?
-Wątpię. To, że razem trenujemy, nie znaczy, że jesteśmy blisko. Szczerze mówiąc, to mało kiedy ze sobą rozmawiamy, trzymam się z Kubą bardziej
-Ja już nie wiem co mam robić. Nie mogę pozwolić na to, żeby mój najlepszy przyjaciel cierpiał
-A on dalej nim jest ? Wyrzucił cię z mieszkania i zmieszał z błotem, serio dalej chcesz mu pomagać ?
-Tak. Jemu tak. On to kiedyś jeszcze zrozumie
-W takim razie cię nie poznaję. Wybacz, ale zawsze miałem cię raczej za dupka
-Bo jestem dupkiem - westchnął - Ale to nieistotne. Jeśli ty nie masz dla mnie poradnika pt. "Jak udowodnić zdradę" to muszę szukać dalej
-Może Ewa coś ci pomoże, zaraz powinna wrócić ze spaceru. Kobiety zawsze są lepsze w te klocki
-Nie ma tak uroczych dołeczków jak ty
-Idź już lepiej do tego gościnnego, naprawdę
-Mam jeszcze jeden problem w sumie...
-Wojtek, a kto ich nie ma, co ? Teraz to pikuś. Zobaczysz, co to są problemy, kiedy będziesz miał żonę i dziecko
-Nie podoba ci się twoje życie?
-Oczywiście, że podoba. Nie zamieniłbym go na żadne inne. Ale twoje wielkie problemy, w porównaniu z tymi, jakie mają inni, to naprawdę pikuś.
-Eh...chyba pójdę na górę i się po prostu prześpię
-Usiłuję cię tam wygonić od dobrych kilku minut - zaśmiał się - Tym bardziej, że ktoś usilnie próbuje się do mnie dodzwonić - dopiero teraz wyciągnął z kieszeni telefon - Nie wiem co jest grane, ale to Robert...
-Odbierz !
-On nigdy do mnie nie dzwoni
-Tym bardziej odbierz
-Spokojnie, nie panikuj jak baba - westchnął i wcisnął zieloną słuchawkę - Halo ?...Tak ?...O kurwa....Tak, w sumie masz rację, nie dziwię ci się. Wieczorem ? No może, zobaczę jeszcze. Ale miło, że zadzwoniłeś. Też jestem w szoku. No...na razie - rozłączył się - Nie mam dla ciebie dobrych wiadomości
-Co chciał ? Umówiliście się na wieczór ? Dlaczego ? Podobno nie utrzymujecie bliższych kontaktów
-Chciał, chciał. Chodzi o Ankę. Zadzwonił, żeby mi powiedzieć....
-Skarbie, możesz pomóc mi z tymi drzwiami, co ? ! - krzyknęła z korytarza Ewa
-Tak, już idę, już idę
-Ale powiedz mi co z Anką no !
-Zaraz wszystko ci wytłumaczę - rzucił i udał się na pomoc swojej żonie, pozostawiając Wojtka w dalszej niepewności.
***
-Lena...- wydukał dopiero po jakimś czasie, łamiącym głosem
-Powiedz mi jedno. Czy to co powiedział Robert, to prawda ?
-Nie...tj. w pewnym sensie nie
-Nie Wojtek, nie ma w pewnym sensie. Albo się o mnie założyłeś, albo nie
-Miałem w swoim życiu naprawdę bardzo wiele kobiet...jedne przychodziły, drugie odchodziły, trzecie na nowo nadchodziły. Nigdy nie byłem w żadnym stałym ani poważnym związku. Ale na tobie naprawdę zaczyna mi zależeć...jesteś po prostu inna, niż wszystkie inne dziewczyny...no wiesz...
-Spójrz mi w oczy i powiedz, że nie chodziło o zakład....
-Robert źle się wyraził. To wszystko wyglądało inaczej. Fakt, wtedy gdy wpadłem na ciebie w kawiarni...
-Wojtek - stanowczo mu przerwała - Prosiłam cię o coś. Tak czy nie ? Jedno słowo Wojtek. Tyle od ciebie wymagam. Jedno słowo. Tylko proszę, bądź szczery - uniosła głowę do góry, tak, aby ich spojrzenia się spotkały - Więc ? Założyłeś się o mnie ?
-Tak, ale...
-Nie ma ale. Tyle chciałam wiedzieć. Zupełnie tyle mi wystarczy - powiedziała chłodno, starając się powstrzymać napływające do oczy łzy. - Zapomnij Wojtek. O wszystkim - dodała jeszcze i wyszła z lokalu. Od razu za nią wybiegł, krzyczał, nawoływał, ale jej już nie było. Zniknęła, jakby zupełnie rozpływając się w powietrzu. Wcześniej Robert, a teraz ona. Dwie najważniejsze w jego życiu osoby znienawidziły go na przestrzeni kilku godzin. Zdecydowanie lepiej było, kiedy niczym się nie przejmował. Mógł korzystać z życia, nie zwracając uwagi na to, co pomyślą inni. Liczył się tylko i wyłącznie on, a wokół nie pojawiał się żaden problem. Teraz nastała w jego życia chwila, w której za wszelką cenę chciałby cofnąć czas. O te kilka godzin, najlepiej dni. Nie miał pojęcia co ze sobą zrobić. Kręcił się po mieście, obserwując napotkanych po drodze ludzi. Jedni spieszyli się do pracy, drudzy zadowoleni opuszczali mury zakładów, szkół i innych instytucji. Każdy z nich miał w życiu jakiś cel, marzenia, a jednocześnie coś, co go trapiło, przygnębiało i nie pozwalało odbić się od dna. Na świecie nigdy nie było i nie będzie sprawiedliwości. Ktoś ma wszystko, aby drugi nie miał nic. Z drugiej strony, karta ma zawsze się odwraca. Ta, z zapisem jego życia, właśnie przekręciła się w złym kierunku. Wyczerpał swój limit szczęścia i teraz tylko i wyłącznie od niego zależało to, co przyniesie mu los. Przede wszystkim nie chciał być teraz sam, musiał z kimś porozmawiać, wyżalić się, albo po prostu zatopić smutek w alkoholu, zalewając się w trupa. Złapał więc pierwszą - lepszą taksówkę, kierując się do domu Łukasza Piszczka.
-Akurat ciebie się tutaj nie spodziewałem - otworzył mu drzwi znajomy z klubu
-Musimy pogadać. To pilne
-Co, rękawice bramkarskie zgubiłeś ? - zaśmiał się, wpuszczając go do środka
-Chodzi o Roberta - zajął miejsce na sofie - Pokłóciliśmy się
-Dobrze wiesz, że za nim nie przepadam
-Anka go zdradza. A mi w to nie uwierzył
-Wydawało mi się, że są szczęśliwym małżeństwem
-Ta, ja też tak myślałem. Ale spotkałem ją dzisiaj w kawiarni z innym
-Wystarczyło po niego zadzwonić, nie sądzisz?
-Dzwoniłem. Nawet przyjechał. Ale mi nie uwierzył, połknął jej kit o tym, że to kuzyn
-Cóż no, zdarza się
-Mógłbyś chociaż udawać, że się tym przejąłeś, wiesz ?
-Dobrze wiesz, jaki jest Robert i jak bardzo się ostatnio zmienił. Nie jest już tym samym facetem, którego ja znam. Nie wiem, widocznie sława i związana z tym presja go przerosła
-Oj no, jest po prostu dość specyficzny, ale to dalej słodki Robercik, wierz mi
-Przykro mi, ale naprawdę nie wiem jak ci pomóc
-Przenocuj mnie dzisiaj i wystarczy, bo Lewy wyrzucił mnie z mieszkania
-Nie ma problemu, Ewa przygotuje dla ciebie pokój gościnny. Tylko u niej zdrady się nie doszukuj, ok ? - zaśmiał się
-Anka naprawdę wodzi Roberta za nos, a ja nie wiem jak mu to udowodnić
-Co, myślisz że mnie posłucha ? On nie liczy się ze zdaniem innych
-Wiem, że ostatnio może trochę gwiazdorzy, ale to naprawdę świetny facet no. Ty zawsze znajdujesz wyjście z każdej sytuacji, pomóż mi jakoś
-Znasz mnie, nie lubię się wtrącać w czyjeś sprawy, wolę zostać z boku
-Może tobie uwierzy, hm ?
-Wątpię. To, że razem trenujemy, nie znaczy, że jesteśmy blisko. Szczerze mówiąc, to mało kiedy ze sobą rozmawiamy, trzymam się z Kubą bardziej
-Ja już nie wiem co mam robić. Nie mogę pozwolić na to, żeby mój najlepszy przyjaciel cierpiał
-A on dalej nim jest ? Wyrzucił cię z mieszkania i zmieszał z błotem, serio dalej chcesz mu pomagać ?
-Tak. Jemu tak. On to kiedyś jeszcze zrozumie
-W takim razie cię nie poznaję. Wybacz, ale zawsze miałem cię raczej za dupka
-Bo jestem dupkiem - westchnął - Ale to nieistotne. Jeśli ty nie masz dla mnie poradnika pt. "Jak udowodnić zdradę" to muszę szukać dalej
-Może Ewa coś ci pomoże, zaraz powinna wrócić ze spaceru. Kobiety zawsze są lepsze w te klocki
-Nie ma tak uroczych dołeczków jak ty
-Idź już lepiej do tego gościnnego, naprawdę
-Mam jeszcze jeden problem w sumie...
-Wojtek, a kto ich nie ma, co ? Teraz to pikuś. Zobaczysz, co to są problemy, kiedy będziesz miał żonę i dziecko
-Nie podoba ci się twoje życie?
-Oczywiście, że podoba. Nie zamieniłbym go na żadne inne. Ale twoje wielkie problemy, w porównaniu z tymi, jakie mają inni, to naprawdę pikuś.
-Eh...chyba pójdę na górę i się po prostu prześpię
-Usiłuję cię tam wygonić od dobrych kilku minut - zaśmiał się - Tym bardziej, że ktoś usilnie próbuje się do mnie dodzwonić - dopiero teraz wyciągnął z kieszeni telefon - Nie wiem co jest grane, ale to Robert...
-Odbierz !
-On nigdy do mnie nie dzwoni
-Tym bardziej odbierz
-Spokojnie, nie panikuj jak baba - westchnął i wcisnął zieloną słuchawkę - Halo ?...Tak ?...O kurwa....Tak, w sumie masz rację, nie dziwię ci się. Wieczorem ? No może, zobaczę jeszcze. Ale miło, że zadzwoniłeś. Też jestem w szoku. No...na razie - rozłączył się - Nie mam dla ciebie dobrych wiadomości
-Co chciał ? Umówiliście się na wieczór ? Dlaczego ? Podobno nie utrzymujecie bliższych kontaktów
-Chciał, chciał. Chodzi o Ankę. Zadzwonił, żeby mi powiedzieć....
-Skarbie, możesz pomóc mi z tymi drzwiami, co ? ! - krzyknęła z korytarza Ewa
-Tak, już idę, już idę
-Ale powiedz mi co z Anką no !
-Zaraz wszystko ci wytłumaczę - rzucił i udał się na pomoc swojej żonie, pozostawiając Wojtka w dalszej niepewności.
***
Mario już od początku treningu stał się pośmiewiskiem wśród kumpli z
drużyny.
Wszystkie, zarówno niemieckie, jak i światowe media świeciły nagłówkami z informacją o jego nowej dziewczynie. Cała szatnia Dortmundu wyklejona była zdjęciami Helgi wraz
z piłkarzem.
-Maaario, daj mu buziaka, jestem piękna Helga, o
mua mua mua - zacmokał roześmiany Hummels, odbierając mu na treningu piłkę
-Nie jestem z żadną Helgą !
-Długo ze sobą sypiacie? - podłapał temat Piszczek
-Z nikim nie sypiam - oburzył się
-Czyli dalej prawiczkiem jesteś, tak ?
-Nie !
-Zaproś ją na
kolacje, na pewno nie odmówi. W łóżku jesteś na górze czy nie boisz się, że cię przygniecie, co ?
-Możecie dać mi z tym święty spokój ?
-Ale dlaczego nam o niej nie opowiesz? Może ma po
prostu piękne wnętrze, co ?
-Nie znam tej dziewczyny
-Nie wstydź się swoich uczuć, widocznie
lubisz bardziej puszyste kobiety, to nic złego
-Jeśli chcesz z nami o tym porozmawiać to nie krępuj się, naprawdę
-Przecież wiesz, że nam możesz powiedzieć o wszystkim
-Nie potępiamy cię, to miło, że zdecydowałeś się przełamać stereotyp piłkarza z modelką u boku
-Może dzięki tobie dziewczyny przestaną się odchudzać, to przełom w dziejach
ludzkości jest
-Wskazałeś młodym kobietom nową, lepszą drogę. Liczba samobójstw drastycznie spadnie
-Jesteś geniuszem Goetze
-Świetnie, możemy zmienić temat ?
-No co ty, przez cały sezon spokoju nie będziesz miał - zaśmiał się Hummels
-Mam naprawdę zły dzień. Poza tym, Marco dalej jest w
szpitalu a wy robicie sobie głupie żarty
-Obudził się przecież
-No i dojdzie do siebie. Byłeś już u niego ?
-Nie miałem kiedy - westchnął - No i mam
dzisiaj coś ważnego do załatwienia
-Randka z Helgą ?
-A nawet jeśli to co ? Może nie lubię modelek - wzruszył ramionami
-Mario, my cię kochanie nie znamy od dziś, wiesz ?
-Widocznie się zmieniłem
-O proszę, kiedy ślub ?
-Wkrótce. Ale was nie zaproszę, jesteście strasznie
powierzchowni
-Ja mam żonę, Mats ma swojego chomika, a ty od
dobrych kilku lat zmieniasz dziewczyny jak rękawiczki
-Czasem trzeba powiedzieć sobie dość, nie sądzisz ? Może kocham Helgę ? Może to wspaniała kobieta ?
-Ale my naprawdę temu nie przeczymy
-Wiec dajcie mi spokój, ok ? Zajmijcie
się sobą
-Zbieramy się
-Dlaczego się zwalniacie wcześniej?
-A jak chcesz zdążyć na klubową kolację?
-Jaką kolacje ?
-Wiedziałbyś, gdybyś chodził na treningi
-Miałem trudny okres
-I nikt nie ma do ciebie o to pretensji.
Prosto z treningu mamy jechać do tej restauracji obok stadionu
-Po cholerę ?
-Bankiet organizowany przez prezesa, obecność obowiązkowa. Spóźnienia nie są tolerowane,
więc radzę się pospieszyć - mrugnął do niego Piszczek
i razem z Hummelsem udał się do szatni.
Mario zupełnie nie wiedział co robić. Dokładnie o tej samej
porze miał spotkać się tam z Nereidą. Najwyraźniej dziewczyna wiedziała o bankiecie i ponownie chciała go upokorzyć w oczach kumpli
z drużyny. Z
drugiej strony, jeśli nie stawi się na miejscu, nie tylko będzie miał problemy w klubie i będzie musiał zapłacić karę, ale straci także szansę u kobiety, która coraz bardziej mu się podoba. Ostatecznie
podążył za Piszczkiem,
biorąc prysznic i
przebierając się w czekający na niego garnitur.
***
Poprawiła rozmazany od płaczu makijaż i stawiła się w pokoju dla stażystów. W głowie wciąż przewijały się jej słowa, które usłyszała od Wojtka. Nie była w stanie pojąć, dlaczego potratował ją tak bardzo przedmiotowo. Od lat wszyscy znajomi powtarzali jej, że za bardzo ufa ludziom, po raz
kolejny udowodniła im, że mieli rację.Wmawiała sobie, że nigdy więcej nie da się skrzywdzić, tymczasem ponownie została wykorzystana niczym mała dziewczynka. Nie miała teraz czasu, aby o tym myśleć. Zabrała konieczną dokumentację i udała się do pacjenta.
-Dzień dobry, ja....
-Lena ? - uśmiechnął się na jej widok Marco - Cieszę się, że cię widzę
-Myślałam, że nie będzie mieli już okazji, aby
się spotkać - uśmiechnęła się blado
-Pracujesz tutaj ?
-Jeszcze nie...tj. jestem na stażu...
-Przepraszam, za ostatnią akcję z moja siostrą, lubi robić niepotrzebne
zamieszanie
-Nic się nie stało, i tak spieszyłam się na uczelnie...Nie
wiedziałam, że jesteś w szpitalu...
-Miałem wypadek, na szczęście udało mi się przeżyć - westchnął
-Chyba macie to rodzinne...Dobrze, że udało ci się z tego wyjść cało
-Noo prawie - uśmiechnął się, wskazując na rękę w gipsie
-To nie moja sprawa,ale... dlaczego tak właściwie pod
twoją salą stoi ochrona
a wejść do środka można tylko ze
specjalną przepustką ?
-Po prostu robią niepotrzebne zamieszanie, nie
zwracaj na to uwagi
-Dlaczego nic nie zjadłeś ? - wskazała na talerze, leżące na szafce przy łóżku
-Jestem praworęczny, próbowałem, ale jednak to jeszcze nie ten
poziom dla drugiej ręki
-Powiem w dyżurce, żeby przysłali kogoś, kto cię pokarmi
-Nie, nie, bez przesady. Poza tym, wstydzę się, źle bym się z tym czuł...
-Nie opowiadaj głupot - uśmiechnęła się ciepło, biorąc talerz do ręki - Otwieraj
tą słodką buźkę - zaśmiała się, kierując łyżkę do jego ust
-Czuję się jak małe dziecko - wyszczerzył się - Ale to jednak dość przyjemne. Co z tym piłkarzem, który tak ci się podobał ? Poznaliście się w końcu bliżej ?
-Nie mówmy o tym, to skończony temat -
westchnęła - Potwierdził tylko moją wcześniejszą opinię o sportowcach. Powiedz mi, czy oni są lepsi, co ? Kto dał im prawo do
tego, aby krzywdzić niewinnych ludzi ? Myślą, że mogą wszystko, bo mają miliony na koncie? Prawda jest taka, że to zwykłe, bezwartościowe pionki, które nic a nic
nie znaczą bez tej swojej durnej piłki. Na nic nie musieli sobie zapracować, wszystko dostali na tacy. A te
ich wszystkie drogie zabawki świadczą tylko o tym, że to banda rozpieszczonych dupków. Zamiast przekazać część pieniędzy dla ludzi, którzy dużo bardziej
ich potrzebują, oni wolą wozić się samochodami za miliony euro. Zresztą...nieważne, poniosło mnie - westchnęła ciężko - W każdym razie,
nie chcę mieć nigdy nic do czynienia z żadnym piłkarzem. Ale, dość o mnie. Ostatnio pilnie chciałeś mi coś powiedzieć, teraz masz okazję do tego, aby
to zrobić - uśmiechnęła się ciepło
-Tak właściwie, to...a nieistotne - wymusił uśmiech - Dzięki, że mnie
pokarmiłaś. Jakkolwiek to brzmi - zaśmiał się
-Postaram się do ciebie częściej wpadać. A, właśnie. W
sprawie twojej kuzynki dalej nic nie wiadomo, zastanawiam się, czy policja
robi cokolwiek, aby złapać sprawcę. Jeśli dalej tak będzie, to zacznę śledztwo na własną rękę. Żegnając się z nią obiecałam jej i sobie, że zrobię wszystko,
aby facet, który ją zabił,do końca życia gnił w więzieniu
-Lena, ja....
-Tak, wiem, że mogę liczyć na twoją pomoc, spokoje - uśmiechnęła się - Razem coś wymyślimy, a teraz
przepraszam, ale muszę lecieć na zabiegówkę,pogadamy później, dobrze ? - pocałowała go w policzek, zabrała talerz i pospiesznie wyszła z jego sali.
***
Mario zajął swoje miejsce przy stoliku i
poprawiając nerwowo mankiety koszuli, rozglądał się wokół. Nigdy nie lubił służbowych
imprez, były dla niego zbyt sztywne i zupełnie do nich nie pasował. Przytłaczali go obserwujący każdy jego ruch
dziennikarze, poza tym nie przepadał za obecnymi na bankiecie biznesmenami. Wolał posiedzieć przy piwie z kumplami w jakimś tanim barze,
niż udawać kogoś kim nie jest
i kim nigdy nie będzie.
-Tak się cieszę, że mamy miejsca obok siebie - usiadła obok niego
jakaś szczupła, wysoka
dziewczyna. Na pierwszy rzut oka widać było, że interesuje się modą, a błysk fleszy nie jest jej obcy
-Przepraszam, znamy się ? - uśmiechnął się, lustrując ją wzrokiem
-W pewnym sensie tak. Nawet byliśmy na mini
randce - mrugnęła do niego
-Aaa....no tak, tak, pamiętam
-Czyżby ? Może zdradzisz mi w takim razie jak
mam na imię?
-Na pewno jest równie piękne jak ty
-Powiedzmy, że się wybroniłeś. Aczkolwiek to potwierdza moje przypuszczenia
co do tego, że jesteś powierzchowny.
-Powierzchowny? Zupełnie nie wiem
o czym mówisz - uśmiechnął się
-Jurny z ciebie chopok - roześmiała się - Helga lubić
-No nie mów...
-Tak, tak właśnie, oto ja - wyszczerzyła się, sącząc powoli
drinka
-Ale jak...?
-Ja chciałam na chwilę oderwać się od mediów, Nereida szukała kogoś, kto podda
się zupełnej przemianie
i właściwie tak
jakoś samo poszło...
-Przyjaźnicie się ?
-To za dużo powiedziane, sprzątała kiedyś w naszym
domu i od czasu do czasu utrzymuję z nią kontakt
-Tak właściwie to czym się zajmujesz ?
Wybacz, ale nie kojarzę cię z prasy
-A to dziwne - zaśmiała się - Chociaż, właściwie dopiero zaczęłam bywać na waszych
bankietach
-Pracujesz w klubie ?
-Można tak powiedzieć...
-Goetze, nie podrywaj mi córki - zaśmiał się, grożąc mu palcem
prezes Borussi
-No tak, czyli wszystko jasne. Wysławione oczko
w głowie Reinharda
-Tatuś lubi się chwalić swoją jedynaczką - uśmiechnęła się
-Czyli Helga nie istnieje?
-Nie, miała swój jednorazowy incydent, więcej nie
zamierzam się w to bawić. Tak naprawdę mam na imię Naya, Helga to jedynie popis moich aktorskich umiejętności
-Piekło dzisiaj przez ciebie miałem - roześmiał się - Wszyscy
się ze mnie nabijali, za karę idziesz ze mną na kawę
-Podoba mi się taki wyrok - mrugnęła do niego -
Słodziak z
ciebie Goetze - rozczochrała mu rozbawiona włosy - Ale... muszę cię na chwilkę przeprosić, tata koniecznie chce ze mną teraz rozmawiać - westchnęła, wstając od stolika
i kierując się w stronę widocznie poddenerwowanego mężczyzny.
-Czy ty potrafisz odróżnić Mario od
Javiego, co ? - odezwał się dopiero wtedy, gdy wyszli na zewnątrz, gdzie nikt nie mógł ich usłyszeć.
-No tak...
-To co do cholery robisz przy stoliku z
Goetze, co ? - podniósł głos, odpalając papierosa - Nie tak się dziecko umawialiśmy
-Martineza jeszcze nie ma, poza tym nie
wiem czy w ogóle przyjdzie. Mówiłam ci przecież, że chyba ma nową dziewczynę...
-Więc zrób tak, żeby jej nie miał. Jest od
ciebie ładniejsza, szczuplejsza, bogatsza?
-Nie wiem, nie znam jej
-Polecisz do Nowego Yorku tylko i wyłącznie pod
jednym warunkiem. Javi Martinez ma sfinalizować kontrakt z
Borussia, nic więcej mnie nie interesuje. Jeśli to zawalisz, nie masz prawa w ogóle nazywać się moją córką
-Tato no, nie możesz mi tego robić...
-A i owszem, mogę. Albo będziesz powodem, dla którego ten piłkarz
zamieszka w Dortmundzie, albo możesz zapomnieć o karierze w Hollywood. A teraz wracaj na salę - zgasił niedopałek papierosa
- I módl się, żeby Martinez
tu dzisiaj przyszedł. Nie chciałbym przecież, aby moja kochana córeczka straciła kieszonkowe - uśmiechnął się cwanie i poprawiając marynarkę, wrócił do środka.
Na początek chciałam Was, moje drogie czytelniczki mega, mega, mega przeprosić, że dodaję rozdział tak późno, ale cały ten tydzień był dla mnie totalnie pracowity i polegał na akcji przeprowadzka. Ciągle jeździłam z domu do Krakowa i z powrotem ,ale na szczęście mam już prawie wszystko za sobą. Przepraszam również, za zaległości u was, ale nawet nie miałam jak zaglądnąć do internetu. Obiecuję, że dzisiaj wszystko nadrobię ! :) Dzisiaj spędziłam ponad 3 h w pociągu, więc udało mi się napisać dwa rozdziały, kolejny pojawi się już wkrótce. A tymczasem oddaję wam ten w wasze ręce, licząc na to, że ktokolwiek tu jeszcze zagląda i znowu będę mogła ujrzeć dużą liczbę komentarzy, co jak nic innego wywołuje u mnie ogromny uśmiech na twarzy a serducho sie raduje Ściskam i pozdrawiam ciepło, kocham was <3 :*
Subskrybuj:
Posty (Atom)